poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 11

*Przepraszam, że tak długo czekaliście na rozdział. Teraz postaram się, aby pojawiały się co poniedziałek.

Siedziałem nad brzegiem naszego basenu, obserwując wodę, która otulała moje nagie stopy. To była prawie bezchmurna noc, można było dostrzec na niebie nawet te drobniejsze gwiazdy. Jednak zapowiadało się na deszcz, to po prostu można było wyczuć w powietrzu. Kochałem te spadające kropelki wody, one jakby... zmywały ze mnie wszelkie złe emocje.

Louis zaszył się w swoim pokoju, nie wychodzi z niego praktycznie od kilku dni. Wszyscy bardzo się o niego martwimy. Nie potrafię przyglądać się smutkowi, który zamieszkał w lazurowych tęczówkach. Nie mogę zrozumieć co się stało. To on zawsze był szaloną i pozytywnie zakręconą częścią naszego zespołu, a teraz czuję, jakby go nie było. Mój Lou zniknął, zostawiając po sobie tylko dziwną powłokę. Z dnia na dzień, wszystko się zmieniło, a ja nie mogę się z tym pogodzić, zresztą nie tylko ja. W naszym domu panuje bardzo dziwna i napięta atmosfera. Wiem, że Niall, Zayn i Liam nie są ze mną szczerzy. Jestem pewien, że ukrywają przede mną coś związanego z Louis'm.

-Wejdź do środka Hazz. Jest już pierwsza. Powinieneś trochę odpocząć, wyglądasz jak wrak.- poczułem dłoń zaciskającą się na moim lewym ramieniu. Odwróciłem wzrok i wymusiłem uśmiech skierowany do Irlandczyka. Rzeczywiście, słońce już dawno znikło za horyzontem.
-Dzięki za komplement.- szepnąłem, nie chcąc zakłócać nocnej ciszy. Dostrzegłem w słabym świetle księżyca, błyszczące oczy blondyna, w których mogłem odnaleźć współczucie.
-Harry, mówię serio. Nie pomożesz Tommo, wykańczając samego siebie.- usiadł obok mnie, podwijając wcześniej swoje dresowe spodnie, które były przeznaczone do spania. Westchnął głęboko, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, a ja przeczesałem palcami swoje skołtunione loki, próbując odgarnąć je ze swojego czoła.
-Piękna pogoda.- odezwał się po chwili. Kiwnąłem głową, na znak zgody i ułożyłem się na zimnych kafelkach, które otaczały wodny zbiornik. Poczułem nieprzyjemny dreszcz, wskutek zetknięcia się z chłodnym podłożem. Horan poszedł w moje ślady i po chwili po prostu leżeliśmy obok siebie, wśród panującego mroku.
-Myślę, że Louis cie kocha.- powiedział nagle, głośno i wyraźnie. Moje podniebienie momentalnie ogarnęła nieprzyjemna suchość. Zacisnąłem mocno swoje powieki i przetarłem dłońmi zmęczoną twarz.
-Przestań. Nie potrzebuje pocieszenia. Musimy coś zrobić, nie wiem... Zadzwonię do jego mamy! Ona na pewno coś wie. Dlaczego nie wpadłem na to wcześniej? Po prostu muszę wykręcić cholerny numer i zadzwonić do Jay. Zadzwonić do...- przerwały mi silne ramiona, które przyciągnęły mnie bliżej swojego właściciela. Bez słowa wtuliłem się w tors przyjaciela, a z moich oczu po chwili wypłynęły pierwsze łzy. Pozwoliłem wydostać się na wierzch dotąd przyduszonym emocją. Blondyn przycisnął mnie do swojej klatki jeszcze mocniej i pocałował w czoło. Chcę tylko odzyskać swojego Tomma. Czy proszę o zbyt wiele? Wiecie jakie uczucie towarzyszy przyglądaniu się dziwnej depresji osoby, która zawsze rozświetlała twoje życie? Tym razem, to ja chcę być jego światłem. Bardzo pragnę udzielić mu pomocy, jednak najgorsze jest to, że on najwyraźniej nie chce jej ode mnie przyjąć. Jestem taki żałosny.
-Boje się o niego, Ni. Tak strasznie się o niego boję...- wyłkałem w szarą koszulkę Niallera.
-Shhh... Wiem to mały, wiem. Nie płacz, będzie dobrze. Musisz być silny, słyszysz? Pamiętaj, że cokolwiek się stanie, zawsze możesz na mnie liczyć, okej? Zresztą nie martw się. Już niebawem zostaniesz obudzony przez swojego roześmianego BooBeara, który będzie skakał po twoim łóżku, krzycząc, żebyś wstał i zrobił mu jego ulubione naleśniki z syropem klonowym.- uśmiechnąłem się przez łzy, wyobrażając sobie wspomnianą sytuację. LouLou jest ogromnym fanem moich kulinarnych popisów. Prawdę mówiąc potrafię usmażyć tylko te słodkie placki, które wcale nie wychodzą mi wspaniale, jednak od razu zdobyły jego serduszko.
-Wiesz co mu jest, prawda?- wypowiedziałem z lekkim wyrzutem. Czułem, jak jego ciało spina się wokół mnie. Ciepły oddech owiał moją szyję, lecz po chwili znów otoczyło ją zimno nocnego powietrza.
-Curly, wiem tyle, co ty.-kłamał. Jestem tego pewien. Ironiczny śmiech, niekontrolowanie wydobył się z moich ust, które po chwili zacisnąłem w wąską linie. Wyswobodziłem się z przyjemnego uścisku i czym prędzej stanąłem na równe nogi. Zaczerpnąłem więcej tlenu do płuc i bez słowa ruszyłem w stronę wejściowych drzwi naszego domu. Czułem na plecach wzrok Irlandczyka, który wypalał w nich wielką dziurę. Nie wiem jak poradzimy sobie z jutrzejszym wywiadem. Menadżerowie raczej nie mają pojęcia o obecnej sytuacji...
-Szlag!-zakląłem, gdy moje stopy zaczepiły się o jakiś przedmiot, którego nie mogłem dostrzec w tej ciemności. Zdenerwowany i wykończony, doczłapałem się do środka zapalając po kolei wszystkie światła, które były w moim zasięgu. Gdy przekroczyłem próg kuchni zastygłem w bezruchu, wstrzymując oddech. Był tam. On tam był. Siedział na drewnianym krześle, ze niedopitą szklanką mleka. Wyglądał dużo gorzej niż ja. Podkrążone oczy. Blada cera. Wydawał się taki drobniutki... Bezbronny... Miał na sobie czarne bokserki i wymiętą, koszulkę, która bezwładnie na nim zwisała. Opierał swoją głowę na splecionych dłoniach i wpatrywał się w coś za mną. Chcąc zobaczyć co przykuło jego uwagę odwróciłem się, jednak nie było tam nic ciekawego. Odchrząknąłem, chcąc, aby szatyn zwrócił na mnie uwagę, jednak na marne.
-Louis.- szepnąłem cicho, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Kruche ciało lekko drgnęło, lecz nic poza tym się nie stało. Jęknąłem sfrustrowany, uderzając zaciśniętą pięścią w ścianę. Nie poczułem bólu.
-Dobrze, okej. Dobranoc.- wymamrotałem i nie czekając na jego reakcję, która pewnie i tak by się nie pojawiła, w mgnienia oka znalazłem się w swoim pokoju, mocno trzaskając za sobą drzwiami. Miałem tylko nadzieję, że nie obudziłem śpiącego towarzystwa.

Dlaczego wszystko się wali? Może byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie poszedł na casting do X-Factora? Oszczędziłbym sobie tego... widoku. Nie, nie, nie. Nie mogę być takim egoistą, ale po prostu, to chyba mnie już przerasta. Nie chodzi tylko o sprawę z Louis'm. Sława. Brzmi świetnie, prawda? Mam nadzieję, że czujecie ten sarkazm. Nie mogę nawet wyjść na ulicę bez ochroniarzy! Czy to nie jest chore? Zero prywatności. Zero.

Nie kłopocząc się z przebieraniem, po prostu zrzuciłem z siebie czarne jeansy. Cisnąłem nimi gdzieś w kąt pomieszczenia i z hukiem opadłem na podwójne łóżko, stojące obok dużego okna. Ukryłem twarz w poduszce i krzyknąłem w nią ile sił, ponownie pozwalając emocją na zawładnięcie moim ciałem. Waliłem pięściami w śnieżnobiałą pościel, która nie była niczemu winna... Zamknąłem oczy, a wspomnienia przejęły kontrole nad moim mózgiem, jak zawsze w takich gównianych chwilach.

-Harry! Pada śnieg!- LouLou wrzasnął na cały dom, ciągnąc mnie za sobą do wyjścia. Po drodze zaplątał mnie w ciepły, wełniany szalik i założył zieloną czapkę na moje uszy. Podał mi zimową kurtkę i niczym błyskawica wystrzelił z przytulnego apartamentu na zewnątrz. Wzdrygnąłem się, gdy zimne płatki śnieżnobiałego puchu spoczęły na moich policzkach, ciągle na nowo wlatując przez okno, które swoją drogą było otwarte.
-Przeważnie tak się dzieje zimą BooBear.- zachichotałem przekręcając zamek kluczem, któremu towarzyszył dziwny zgrzyt. Zacząłem szukać wzrokiem rozanielonego przyjaciela, jednak nigdzie nie mogłem go znaleźć. Był taki uroczy.
-Tommo, gdzie ty się znowu podzi...aaaaaaaaa!- wrzasnąłem, gdy poczułem zimno za swoim kołnierzem. Pisnąłem niczym mały szczeniak. Ciężka istotka uwiesiła się na mojej szyi, śmiejąc się wniebogłosy, ze swojego jakże ''genialnego'' wybryku.
-Po co owijałeś mnie w wełniany kokon, skoro miałeś zamiar umieścić za nim to zimne cholerstwo?- nie przepadałem za tą porą roku. O wiele bardziej reflektowałem gorące słońce i zielony krajobraz.
-Przepraszam.- jego głos natychmiast zmarkotniał, za co wymierzyłem sobie mentalnego policzka. Zszedł z moich pleców, stając naprzeciwko mnie.
-Nie, to ja przepraszam, straszny ze mnie idiota...- mruknąłem obejmując jedną ręką jego ramiona. Naciągnął moją czapkę, aż na czoło i uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym swoje białe zęby.
-Nie zgodzę się z tym.- owinął swoją górną kończynę na moich biodrach, ciągnąc mnie w stronę centrum miasta. Obserwowałem jak wystawia język, próbując złapać nim drobinkę zamarzniętej wody, spadającej z nieba. Jego czoło delikatnie się zmarszczyło, gdy niestety nie mógł nic upolować.
-Czy to, aby na pewno ty, jesteś tutaj starszy?- przerwałem jego zabawę prostym pytaniem. Ahh, gdyby ten wzrok mógł zabijać.
-Oh, zamknij się...- mruknął i powrócił do przerwanej czynności. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, chowając wolną dłoń w kieszeni. Uśmiechaliśmy się do przechodniów, którzy spoglądali na nas z zaciekawieniem.
-Może masz ochotę na gorącą czekoladę z bitą śmietaną?- zaproponowałem widząc przed nami malutką kawiarenkę.
-Pewnie, że mam ochotę! Kocham cię, wiesz?- nim zdążyłem wydusić z siebie jakąś odpowiedź, Lou już biegł w kierunku wypatrzonego miejsca, zostawiając mnie daleko w tyle.

Nagle usłyszałem ciche pukanie. Deja vu? Dlaczego ten ktoś po prostu nie wszedł do środka bez uprzedzenia, jak to mieliśmy zawsze w zwyczaju? Nieco zdezorientowany podniosłem się z wygodnego posłania, kierując się w strone dźwięku. Nie myśląc już za wiele, nacisnąłem metalową klamkę. Jasne światło przedostawało się do ciemnego pokoju, przez coraz większą szparę.
-Louis? Co ty tu robisz?- wpatrywał się we mnie, stojąc w progu. Był ostatnią osobą, której się teraz spodziewałem. (KLIKNIJ I CZYTAJ DALEJ)
-Lou?- zamiast odpowiedzi, gwałtownie zmniejszył dystans między nami i mocno zacisnął swoje drobne palce na moich biodrach. Jego rozgrzane wargi z ogromnym impetem zderzyły się z moimi. Zszokowany nie poruszyłem się ani o milimetr. Niezrażony tym Tomlinson zassał moją dolną wargę, pchając mnie w głąb pomieszczenia. Nie mogłem opisać co działo się w moim wnętrzu. Dziwne ciepło rozlało się w mojej klatce piersiowej, kolana coraz bardziej się pode mną uginały... Chciałem się od niego oderwać, mieć jasność sytuacji, która się działa, jednak mi na to nie pozwolił. Przegrany zarzuciłem ramiona na jego szyje i z ogromną zachłannością rzuciłem się na jego malinowe usta. Przycisnąłem jego talię do siebie, chcąc mieć go jeszcze bliżej. LouLou również wziął mnie do mocnego uścisku, nadal pieszcząc moje usta. Delikatnie przejechał po nich językiem, co poskutkowało u mnie intensywnym dreszczem podniecenia. Smakował tak intensywnie i wspaniale, tak... karmelkowo?
-Mhmm...- wydałem z siebie dźwięk aprobaty, gdy zaczął wsuwać do środka moich ust swój ciepły i miękki język. Po prostu się roztapiałem... Sunął nim po moim podniebieniu, badając nawet jego najmniejszy skrawek. Wylądowałem na pościelonym łóżku, przyciśnięty przez umięśnione ciało.
-Czy to się dzieje naprawdę?- szepnąłem, gdy wreszcie udało mi się odrobinę odsunąć. Bałem się, że nagle obudzę się zawiedziony rzeczywistością, która odbiegała daleko od tego, co działo się pomiędzy nami.
-Shhh...- wydał z siebie tylko tyle, głaskając moje rozczochrane loki...
__________________
Wydaje mi się, że trochę schrzaniłam, ale pech... :D Nowy rozdział już niebawem :) 
+ Czy tylko ja mam zawsze wenę w godzinach 20.00-01.00 w nocy? xD I jak tam szkoła?
Całuję mocno i dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, uwielbiam Was :* 
SZABLON ZAWDZIĘCZAM CUDOWNEJ @cacandisx