* Uprzedzam, rozdział jest do dupy... Ugh :/
Wrzaski
dochodzące z dołu skutecznie mnie obudziły. Pewnie chłopaki
próbują zrobić śniadanie. Powoli otworzyłem oczy, aby spojrzeć
która godzina. Hmm... dziewiąta, to dla mnie jeszcze noc. Ku mojemu
rozczarowaniu w łóżku znajdowałem się sam. No, ale w końcu Lou
to ranny ptaszek. Przeciągnąłem się, chcąc rozprostować kości.
Nie bardzo widziało mi się wstawanie z tego wygodnego posłania.
Gdy mój mózg już trochę się rozbudził, zorientowałem się, że
uciekinier bierze prysznic w łazience. Doskonale słyszałem szum
lejącej się wody, a z mojej toalety korzysta oprócz mnie tylko on.
*Gdybym
teraz wszedł do tej kabiny...*- Boże! Styles, robi się z ciebie kompletny zbok.
Tak bardzo chciałbym jeszcze trochę sobie pospać. Nim się
zorientowałem, przed oczami znów pojawiła się ciemność.
-Hazza... Pobudka...- miętowy
oddech przyjemnie otulał moją twarz. Czy to sen?
-Mamo, jeszcze pięć minut.-
mruknąłem ściskając mocno turkusową pościel. Wtedy poczułem
jak ktoś zrywa ze mnie przykrycie. Tego było już za wiele... Ja
chcę spać!
-Jestem śpiący, daj mi żyć
kimkolwiek jesteś potworze!- sfrustrowany włożyłem głowę pod
poduszkę i skuliłem nogi. Mój spokój nie trwał długo. Czyjeś
ręce mocno chwyciły mnie za nogi i dosłownie zrzuciły z łóżka.
Krzyknąłem czując ból rozchodzący się po kości ogonowej i potarłem
oczy pięściami.
-Louis?!- wrzasnąłem, gdy
ujrzałem nad sobą uśmiechniętą twarz dorosłego faceta, który
czasami dorównywał zachowaniem pięciolatkowi.
-Nie
spodziewałem się tego po tobie.- mruczałem pod nosem ciche
przekleństwa i za pomocą wyciągniętej ręki, ze strony szatyna,
wstałem z zimnego podłoża.
-Wiesz, że jest już prawie
dwunasta? Jak można tak długo spać...- zmierzył mnie wzrokiem,
zatrzymując się na mej twarzy. Jego oczy rozszerzyły się do
rozmiarów pięciofuntówki, a usta otworzyły w zdumieniu.
-Zamknij buzie, bo ci żaba
wskoczy.- zachichotałem, mimo swojego rozdrażnienia. Zawsze byłem
nie w sosie, jeśli ktoś tak brutalnie mnie budził.
-Harry, przepraszam! Jezu jak ty
wyglądasz! Nie wiedziałem, że mam tyle siły. Dlaczego nie
mówiłeś, że tak mocno dostałeś?! Idioto masz na policzku
ogromnego siniaka.- nawijał jak najęty z poczuciem winy kryjącym
się w oczach. Lekko dotknąłem opuszkami palców poszkodowaną
część ciała i syknąłem czując ból.
-Ładnie to tak nazywać
biednego nastolatka idiotą? Gdybyś nie zauważył, ja tu cierpię.-
zachichotałem widząc jak jego twarz, jeszcze bardziej smętnieje.
-BooBear... Tak serio, to mi się
należało. Nie myśl o tym, jeszcze nie umieram.- próbowałem za
wszelką cenę sprawić, aby na twarzy tego wariata, znów pojawił
się zniewalający uśmiech.
-Choć, zjemy śniadanie i
skombinujemy jakiś lód na twój policzek.- oznajmił delikatnie
mierzwiąc moja nieuczesane włosy. Już chciałem udać się do
szafy, aby założyć na siebie jakąś koszulkę, gdy poczułem jak
Tommo chwyta mnie w kolanach. Przerzucił sobie moją postać przez
ramię, jak worek ziemniaków i zadowolony ruszył do wyjścia z
mojej ''oazy spokoju''.
-Co ty robisz?! Zgłupiałeś?!-
na razie ani razu nie powróciliśmy do wczorajszej rozmowy z czego
ogromnie się cieszyłem. Chciałem, żeby było jak dawniej, bez
żadnych zmian.
-Siedź cicho i ciesz się, że
mam ochotę nosić twoje ciężkie dupsko. Korzystaj, puki się nie
rozmyślę.- moje ramiona żałośnie zwisały wzdłuż sylwetki mojego
rumaka. Miałem doskonały widok na jego pupę. Nie jedna dziewczyna
mogłaby mu jej pozazdrościć...
-Puść mnie!- uszczypnąłem go
w biodro i lekko wbijałem palce w kręgosłup, niebezpiecznie
zjeżdżając coraz niżej. Nie jestem takim pacanem, żeby, aż tak
naruszyć jego przestrzeń. Ale to bardzo kuszące, aby zsunąć
dłonie jeszcze niżej. Zatrzymałem się przed cudnymi pośladkami i
westchnąłem zdając sobie sprawę, że Lou wcale to nie rusza.
Wkroczyliśmy do kuchni, gdzie panował istny chaos.
-Oddaj mi te jajka Nialler, bo
je w końcu...- błagalny ton Zayna przerwał dziwny trzask.
-Rozbijesz...- dokończył
mulat, a ja zrozumiałem co było przyczyną niezidentyfikowanego
dźwięku. Przez to, że nadal znajdowałem się na plecach Boo,
widziałem wszystko do góry nogami. Mimo to, zakodowałem, że Li
siedział przy stole czytając jakąś gazetę, a nasz Ziall próbował
zrobić jajecznice.
-Opss... Co wy wyprawiacie
oszołomy?- odezwał się najstarszy z nas, zwracając przy tym całą
uwagę na mnie i jego samego. Wszyscy zawiesili na nas swój
zszokowany wzrok, a Zayn upuścił patelnie.
-Widzisz, a skrzeczałeś, że
to mi wszystko wylatuje z rąk.- usłyszałem cichy szept
Irlandczyka. Zajęło mi dłuższą chwilkę, aby zrozumieć ich
pytające spojrzenia. No tak... Przecież wczoraj ''Larry'' wisiał
na włosku, a dzisiaj wkraczamy do kuchni jak gdyby nigdy nic z
iskierkami w oczach. Chrząknąłem szarpiąc za koszulkę Louisa, na
co on zrozumiał aluzję i ostrożnie postawił mnie na ziemi.
-Co ci się stało w policzek?-
zapytał nasz Daddy podejrzliwie lustrując mojego towarzysza.
-Wpadłem na szafkę idąc w
nocy do łazienki.- nie chciałem, żeby mój sprawca dalej ubolewał
nad tym wypadkiem, więc trochę zataiłem prawdę.
-Ta szafka nazywa się Louis
Tomlinson, mam rację?- roześmiał się muzułmanin, który
natychmiast został zdzielony przez uroczego blondaska.
-Jestem kompletnym idiotom,
poniosło mnie trochę wczoraj i... wiecie.- spojrzał na mnie ze
łzami w oczach, a ja od razu jęknąłem i go przytuliłem.
-Przestań, nic mi nie jest. I
powtarzam po raz setny, że zasłużyłem.- oznajmiłem pocierając
jego plecy. Pociągnąłem nas w strone stolika i usadowiłem
smutnego Loueha na drewnianym krzesełku obok Payne'a.
-Tak w ogóle, to czy my o czymś
nie wiemy? Kiedy rozmawialiście? Przecież ten dzieciuch zwiał z
domu.- no nie... nie chcę wracać do wczorajszych wydarzeń. Chyba
jednak kontynuacja tamtej rozmowy mnie nie ominie.
-Przegadaliśmy całą noc.
Wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest dobrze.- wyręczył mnie
chłopak, który miał na sobie czarne rurki i miętową koszulkę.
Przeskanowałem wzrokiem całą bandę.
-Dziwnie się czuje, wszyscy
jesteście w ubraniach.- mruknąłem od niechcenia, aby jakoś
zmienić temat.
-Chcesz to możemy się
rozebrać.-rzucił Nialler, na co wszyscy łącznie ze mną wybuchli
śmiechem. Skierowałem się do lodówki i szybko wyjąłem z niej
mleko. Nasypałem płatków do zielonej miski i zalałem je smakowitym darem
od krówki. Tradycyjnie, płatki każdego poranka. Niestety nikt z
nas nie czuł się dobrze w roli kucharza... Nawet zrobienie jajecznicy sprawiało nam problemy i nie raz prawie puściliśmy kuchnie z dymem. Usiadłem do stołu, gdzie wszyscy
już zdążyli zająć miejsca. Podsunąłem karton z białym napojem
i chrupki na stół, a sam zacząłem zajadać się swoimi. Atmosfera
była co najmniej... dziwna.
-Jak to jest uprawiać seks z
facetem?- niespodziewanie zapytał Zayn, strzelając prostu z mostu.
Słysząc to pytanie zacząłem dławić się pokarmem. Tomlinson
roześmiał się dźwięcznie i zaczął mocno klepać mnie po
plecach. Gdy już było ze mną w porządku, podniosłem wzrok na
mulata. Wpatrywał się we mnie z wyszczerzonymi zębami, a ja w tej
chwili miałem ochotę walnąć go w ten pusty łeb.
-Nie wiem. Jestem prawiczkiem.-
powiedziałem, jakbym informował, że dzisiaj ma być ładna pogoda.
Dokończyłem swoje śniadanie i włożyłem naczynie do zmywarki.
Odwróciłem się na pięcie w strone przyjaciół, którzy
śledzili każdy mój krok.
-Co?- zapytałem nieco
podirytowany. Jeśli chcą opis gejowskiego seksu, niech sobie
pooglądają pornosy.
-Na serio jeszcze tego nie
robiłeś?- najpiękniejszy głos na świecie przerwał tą
niezręczną cisze. No co jest ostatnio nie tak z tym milczeniem
wśród nas?!
-Nie... Czy to źle? Mam dopiero
siedemnaście lat. Ja nie wnikam, jeśli zabawialiście się mając
czternastkę. To moja sprawa czy z kimś sypiam... Czy ja właśnie rozmawiam z wami o
moim życiu seksualnym? Boże, co się dzieje?- parsknąłem
śmiechem, kręcąc głową z politowaniem.
-Nie chcieliśmy cię wkurzyć.-
usłyszałem, gdy pędziłem w stronę łazienki. Po drodze zabrałem
ze sobą czystą bieliznę, brązowe rurki z opuszczonym stanem i
czarną koszulkę. Rozebrałem się do naga i wsunąłem do
prysznicowej kabiny. Potrafiłem siedzieć w niej godzinami, gdy moje
ciało otulała gorąca woda... Jednak teraz nie miałem na to zbyt dużo czasu. Umyłem włosy jabłkowym szamponem i podkradłem Louisowi
miętowy żel. Teraz już wiem, dlaczego zawsze pachnie tak cudownie.
Chociaż najbardziej kocham zapach jego skóry, bez żadnych perfum i
tych duperelstw. Szybciuteńko się uwinąłem i ubrałem w przygotowany
zestaw. Nigdy zbytnio nie zwracałem uwagi na modę, ale gdy byliśmy
w zespole, styliści mieli w oczach chęć mordu, kiedy ubieraliśmy coś
dziwnego. Jeszcze tylko umyć zęby...
-Jesteś tam Harry?- usłyszałem
krzyk Liama zza drzwi.
-Mhm.!- przytaknąłem
niewyraźnie mając w ustach szczoteczkę do zębów.
-Ruszaj dupę, bo Louis
dramatyzuje. Jęczy mi nad uchem, żebym sprawdził czy się czasem
nie utopiłeś.- więc co robi ten mały skrzat, że sam nie mógł
tutaj zaglądnąć? I jak można się utopić pod prysznicem? Wypłukałem usta i opuściłem toaletę.
Potrząsnąłem mokrą głową jak pies, chlapiąc przy tym Li.
-A Jennifer nie mogła tu
przytuptać?- czasami nazywam tak mojego kochanego, ponieważ... Na sesji zdjęciowej oznajmił, iż nazywa się właśnie tak.
-Nasza młoda dama molestuje wszystkie szafki. Szuka jakiejś
maści na obrzęki... Tak poza tym Simon dzwonił, chce nas widzieć. Wymyślił
jakiś koncert za tydzień. Wiesz, zaśpiewamy parę coverów i dwie
nasze piosenki.- moja twarz wcale nie wyglądała tak źle. Okej,
było widać siwiznę, ale to nic strasznego. One Direction... Więc
chyba nadal chcą mnie w zespole?
-Nie będziecie czuć się
głupio z homo pod jednym dachem? Wiem, że to może być dla was
niezręczne.- Daddy uderzył się dłonią w czoło i pociągnął
mnie za koszulkę do pozostałego towarzystwa. Nawet nie spostrzegłem, kiedy znalazłem się z powrotem w kuchni.
-Ten idiota martwi się, że
będziemy czuć się głupio z powodu jego orientacji.- palnął
otwarcie wskazując na mnie palcem.
-Błagam cie Harreh... Na prawdę
to nam nie przeszkadza, tak Zayn? Lou'ego nawet nie mam zamiaru pytać. Tylko
patrzeć, aż Larry stanie się prawdziwy. Oto ja! Wasz największy shipper!- głodomorek złączył
swoje dłonie w serduszku i próbował uchwycić w nim mnie i
zdesperowanego chłopaka, buszującego po pułkach. Gdy dotarły do
niego słowa naszego szalonego Ni, zaprzestał swoich poszukiwań
odwracając się w moją strone. Czując na sobie ten wzrok,
spuściłem głowę oglądając bose stopy. Larry...stanie się
prawdziwy... Chciałbym. Moje oczy momentalnie się zaszkliły, lecz nie mogłem
pozwolić, aby wypłynęła z nich chociażby jedna łezka. Moje
uczucie do BooBeara jest silne. Zawsze starałem się to w sobie
zdusić, ale wiem, że ono tam jest i chyba go kocham... Dobrze, nie
chyba. Jestem pewien miłości do chłopaka o hipnotyzujących,
lazurowych tęczówkach.
-Czy czasem nie brakuje nam
jajek w lodówce? Przejdę się do Tesco, hmm?- ze spuszczoną głową
poczłapałem do wyjściowych drzwi i założyłem wysłużone już conversy.
-Ty blond idioto... Po co
wspominasz o ich bromance.- gdy już miałem wychodzić usłyszałem
zdenerwowany głos naszego Daddy'ego.
-Sorki, to miał być żart.
Czemu on tak zareagował? Przecież wczoraj mówił, że kocha go jak
brata. Tak było, co nie?- czy oni naprawdę rozmawiają o tym przy
Louehu? Super... Na prawdę, wprost zajebiście.
-Na serio uwierzyłeś mu, że
nie czuje czegoś więcej? Przecież to widać jak na niego patrzy!
Według mnie on jest zakochany po uszy.- chciałem wyjść, ale
stałem sparaliżowany i słuchałem dalej.
-Ja tu jestem.- nareszcie się
odezwał. Jego głos był chyba smutny. Musi czuć się okropnie,
wiedząc, że podoba się gejowi.
-Lou, a ty? Curly też nie jest
ci obojętny.- napomniał nieśmiało Malik.
-Jestem hetero...Nie kocham go i
nigdy nie pokocham. - po tych słowach nie żałowałem sobie łez,
które automatycznie opuściły moje oczy. Zdaję sobie sprawę z
tego, że jestem słaby, ale muszę wziąć się w garść. Szybko
opuściłem nasz dom, chyba trochę za mocno trzaskając drzwiami.
Mimo, że świeciło słońce, panował dziś chłodny wiaterek. Dziękując
Bogu za to, że wziąłem jakąś bluzę, naciągnąłem na siebie
kaptur i schowałem ręce do kieszeni. Błąkałem się po cichych
uliczkach myśląc nad tym wszystkim. Przecież wiedziałem, że on
nie jest taki jak ja, więc dlaczego boli, gdy oznajmił to głośno?
Przetarłem mokrą i zaczerwienioną twarz dłońmi i udałem się w
stronę Londyńskiego parku. Był jednym z moich ulubionych miejsc w
tym mieście. Opadłem na trawę, pod ogromnym dębem i przymknąłem
powieki. Leżałem tak może kilkanaście minut, gdy poczułem
wibracje w jeansach. Wyciągnąłem nieszczęsnego Iphona i
zerknąłem na wyświetlacz. Dzwoni Louis.
Odebrać? W końcu niczym nie
zawinił. To moje idiotyczne serce nie chciało posłuchać rozumu... Nie zastanawiając się dłużej zaakceptowałem połączenie i
przyłożyłem urządzenie do ucha.
-Przepraszam.- usłyszałem na
powitanie.
-Za co mnie przepraszasz?-
starałem się, aby nie zdradzić, że przed chwilą płakałem.
-Nie powinieneś tego usłyszeć.
Myślałem, że już wtedy wyszedłeś. Przepraszam.- dlaczego on to
wszystko utrudnia? Nie mógłby być jakimś chamem, który ma
wszystkich gdzieś? Ale przecież i tak nadal bym go kochał...
-Nie powinienem usłyszeć
prawdy? Dobrze, że powiedziałeś to głośno Loui, wiesz? Tak jest
chyba lepiej. Nie będę sobie robił złudnej nadziei i wszystko
będzie między nami jasne, tak? Znajdę sobie jakiegoś chłopaka.-
potrzebuje jakiejś odskoczni. Może poszlajam się po klubach?
-Gdzie jesteś?- po co mu to
wiedzieć? Nie chcę, żeby widział mnie w takim stanie.
-Nieważne, muszę kończyć.
Papa- czym prędzej się rozłączyłem i rzuciłem telefon obok.
Miałem ochotę siedzieć tu tak bez celu, aż do zmroku. Ale jest
jeszcze Simon, który chce spotkać się z zespołem...
-Nie ładnie tak zbywać
przyjaciela, nie sądzisz?- usłyszałem nad sobą swojego
prześladowcę i jęknąłem zrozpaczony.
-Chcę pobyć sam. Skąd
wiedziałeś gdzie mnie szukać?- potrzebowałem samotności. Cały
czas ktoś się koło mnie kręcił. Do tego Boo przyciągnął uwagę
naszych fanek... Jak zwykle nie myśli o kamuflażu. Tak ciężko
schować się pod bluzą, lub założyć okulary?
-Chyba zapomniałeś, że znam
cię jak własną kieszeń. I nigdzie się stąd nie ruszę.-
oznajmił zawzięcie, aż myślałem, że zacznie tupać nogą...
-Skoro tak, to ja się
''ruszę''.- czym prędzej podniosłem tyłek z pachnącej zieleniny
i szybkim krokiem udałem się w nieznanym kierunku.
_______________
Ten rozdział to kompletna masakra. Wena mnie opuszcza... Tak w ogóle to miało być takie opowiadanko ''na rozluźnienie''. Prawdę mówiąc ta historia, na początku miała być One Shotem, ale jakoś tak wyszło, że piszę ją dalej...
Skupiam się głównie na INNYM opowiadaniu o Larrym, które wydaje mi się o niebo lepsze od tego tutaj, ale wole najpierw je skończyć(te na którym najbardziej się skupiam), a potem udostępnić. Tak wiec nie wiem ile pociągnę jeszcze z tym czymś co jest na blogu :D Ale postaram się w miarę poprowadzić wszystko do końca.