wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 7


Obładowani do granic możliwości wpadliśmy do środka naszego mieszkania. Dyszałem jak jakiś pies, naprawdę!
-Niall! Ostatni! Powtarzam... Ostatni, ostatni, ostatni, ostatni...- kontynuowałbym dalej, ale zostałem zdzielony po głowie przez Boo.
-Hazza chciał powiedzieć, że nigdy więcej nie obierzemy kierunku: sklep. Czy ty zbierasz zimowe zapasy mały Leprechaunie?!- zanieśliśmy zakupy do kuchni po drodze ściągając buty, które znalazły się w jakimś zapomnianym przez świat kącie. Zdezorientowany rozejrzałem się po przytulnym pomieszczeniu nie dostrzegając żywej duszy.
-Niall, Zayn, Liam! Jesteście w domu?- krzyknąłem tak głośno, że Tommo zasłonił uszy kuląc się przy tym. Chyba stałem trochę za blisko...
-Chcesz, żebym stracił słuch?- jęknął rozmasowując sobie zranione narządy. Cokolwiek by nie zrobił wygląda taaaaak seksownie. Serio? Teraz o tym myślę?
-Przepraszam?- wyjąkałem, przybierając postać niewinnego chłopczyka.
-Ehh... Chyba ich nie ma. Ciekawe gdzie się podziali. A jak coś się stało?- jak zwykle czarne myśli Beara musiały ujrzeć światło dzienne. Jest bardzo zwariowanym i wesołym facetem, ale jeśli chodziło o bliskich to... Delikatnie mówiąc ma świra na punkcie ich bezpieczeństwa. Opadłem na drewniane krzesło przy stole śledząc wzrokiem przyjaciela, który zrobił dokładnie to samo.
-Przestań snuć domysły. Po prostu do nich zadzwońmy.- mój towarzysz zaczął grzebać w swojej kieszeni, aby po chwili wyciągnąć z niej Iphona. Spojrzał na wyświetlacz i położył głowę na stole.
-Telefon mi padł... Sprawdź swój.- teraz to ja zaatakowałem swoje jeansy, aby znaleźć urządzenie. Spokojnie odblokowałem ekran i zamarłem, gdy zobaczyłem trzydzieści sześć nieodebranych połączeń i dziewięć SMS-ów. Wplotłem palce w swoje loki, a moje oczy natychmiast się rozszerzyły.
-Opss... Delikatnie mówiąc, mamy przerąbane.- Louis czym prędzej wyrwał mi z rąk moją własność i widząc, to co ja sekundę temu gwałtownie nabrał powietrza do płuc.
-Taak... Zgadza się. Właściwie po co wyciszyłeś telefon?- zapytał delikatnie i zaczął grzebać w moich kontaktach. Przysunąłem się na tyle blisko niego, że stykaliśmy się ramionami, a ja mogłem śledzić jego poczynania. Czym prędzej wybrał numer Liama i dał na ''głośno mówiący''.
-Harry! Gdzie wy do cholery jasnej jesteście! Dzwoniliśmy do ciebie chyba milion razy! I dlaczego Louis wyłączył telefon?!- na wstępie usłyszeliśmy krzyki Payne'a. Jeśli on jest wkurzony, to naprawdę mamy przechlapane...
-Miłe powitanie. Tak w ogóle mówi Tommo, słuchaj przepraszamy! Mi padł fon, a Hazza miał go wyciszonego. Aktualnie jesteśmy w domu. Stało się coś? Czemu was tu nie ma?- szatyn próbował odrobinę uspokoić naszego Daddy'ego.
-Jezu... Słuchaj, jesteśmy u Simona. Nie musicie już przyjeżdżać, poradzimy sobie. Omówimy parę koncertów, wywiadów i wracamy do was. Ile można siedzieć w sklepie?!- czy Li naprawdę nie wie jak kończą się zakupy dla Irlandczyka? Niech następnym razem on je zrobi to zobaczy...
-Jeśli chodzi o żarełko dla naszego głodomorka, to naprawdę godzinami... O której będziecie?- wtrąciłem się do rozmowy, chcąc wiedzieć ile czasu spędzę sam na sam z najlepszym przyjacielem.
-Ooo Harreh. Hmm... Za trzy godzinki? Teraz jest piętnasta, to jakoś tak po osiemnastej. Uważajcie na siebie. Muszę kończyć, bay!- pożegnaliśmy się krótkimi zwrotami i wybuchnęliśmy śmiechem.
-No to zrobiliśmy sobie wolne popołudnie.- usłyszałem zdanie pomiędzy napadami naszej głupawki. Mając u boku LouLou nie potrzebowałem niczego więcej do szczęścia. Uwielbiam jego uśmiech. Te iskierki w oczach, gdy jest czymś rozbawiony lub po prostu ma dobry dzień. Oparty na łokciu śledziłem teraz każdy jego ruch. Wyszczerzyłem się widząc, jak usiłuje zgarnąć na bok swoją grzywkę, która zasłania mu oczy. Miał teraz prawie tak samo długie włosy, jak w X-Factorze. Posiadał też głębokie, błękitne tęczówki... Dostrzegłem nawet maleńkie piegi na nosie, które dodawały mu uroku. Do tego te nieziemskie usta, które tak bardzo chciałbym pieścić swoimi.
-Dlaczego tak mi się przyglądasz?- natychmiast odwróciłem wzrok. Mogłem się założyć, że moje policzki zdobił teraz szkarłatny kolor. Co miałem odpowiedzieć? ''Bo jesteś najprzystojniejszy na tym świecie i marzę o tym, aby cie pocałować.''? Nie, to nie wchodziło w grę.
-Co będziemy robić? Filmy? Może gdzieś się przejdziemy? Zróbmy spóźniony obiad!- czym prędzej zmieniłem temat i wstałem, żeby poszukać czegoś , z czego można by było sporządzić ciepły posiłek. Grzebałem w lodówce, dopóki nie poczułem uścisku na swoim biodrze. Czy on chce mnie doprowadzić do zawału serca?
-Zmieniasz temat.- cały się spiąłem, czując gorący oddech, muskający moją szyje. Trzasnąłem lodówką i uwolniłem się z przyjemnego, aczkolwiek niebezpiecznego uścisku. Niebezpiecznego z racji tego, iż jeszcze trochę, a brałbym Louisa na stole... Dlaczego on musi tak na mnie działać?! Spokojnie. To przyjaciel. P r z y j a c i e l. Nie mogę tak o nim myśleć. Nie mogę! Ughh... Dlaczego mój mózg nigdy mnie nie słucha?!
-Bo jestem gło...
-No proszę cię, nie wkręcaj mi kitów. W powrotnej drodze zeżarliśmy Niallowi pączki.- czy on na prawdę jest taki głupi, czy ze mną pogrywa? Dobrze, chce żebym nie wciskał mu ciemnoty? Sprawa załatwiona.
-Okej. Wgapiałem się w twoją osóbkę, jak w obrazek ponieważ mam na ciebie cholerną ochotę. To jak zagryzasz wargi doprowadza mnie do szału. Ilekroć włosy zasłaniają ci widok, pragnę wplątać w nie palce i odgarnąć z czoła. Jeśli nie będziesz trzymał się w tej chwili z daleka, nie mogę ci zagwarantować, że wyjdziesz z tego bez szwanku. Więc cofnij się i poszukaj lepiej jakiegoś fajnego filmu, zanim się na ciebie rzucę. Za ten czas przygotuję popcorn i postaram się ogarnąć swój umysł pełen sprośnych fantazji. Chciałeś, abym był szczery? Proszę bardzo. Jeszcze coś?- odepchnąłem go lekko i zachichotałem z własnej głupoty. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to powiedziałem. I to ze stoickim spokojem! Jestem idiotą.
_________________________________________
Przepraszam, że taki krótki rozdział. Teraz sprawy organizacyjne. Jak widzicie jest nowy wygląd bloga. Więc hmm... Nie za ''mrocznie''? :D Linki do wszystkich rozdziałów macie w zakładce ''rozdziały''. Jest też inna zakładka ''informowani''. Proszę dodawać w komentarzach swoje nazwy Twittera, jeśli chcecie być na nim powiadamiani o nowych rozdziałach. (wtedy wasza nazwa pojawi się we wspomnianej zakładce)
Dziękuje za to, że jesteście :* (o ile ktoś tu jeszcze jest)
+ Proszę o chociaż krótki komentarz :)

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 6


Czułem, że on za mną pójdzie, lecz miałem cichą nadzieję, że odpuści. Nagle jak spod ziemi wyrosła przede mną całkiem ładna, niebieskooka blondynka. Gdybym był hetero, od razu bym się za nią zabrał. Chociaż wygląd to nie wszystko...
-Cześć! Mogę prosić o autograf? Jestem ogromną fanką zespołu.- na pierwszy rzut oka, mogłem zauważyć, że jest nieśmiała. Uśmiechnąłem się do niej i przytaknąłem.
-Czy to Louis?- zapytała, gdy poczułem dłoń na ramieniu. Jego dotyk przyniósł ze sobą przyjemny dreszcz.
-Tak, we własnej osobie. Witaj słońce. Dla kogo autograf?- jak zwykle miły dla naszych Directioners. Zastanawiam się skąd on ma w sobie tyle energii? Zawsze pełen życia, wszędzie go pełno...
-Jestem Megan. Nie mogę uwierzyć, że was spotkałam. Jesteście słodcy.- wskazała na nas nieśmiało, a na moim czole pojawiła się zmarszczka. Na prawdę? Shipperka Larry'ego? Akurat teraz?
-Taak... słodcy.- powtórzyłem słowa dziewczyny i nabazgrałem coś z dedykacją w jej zeszycie. To samo uczynił Tommo, ale oczywiście dorysował marchewkę. W video diary wypaplał, że ''lubi dziewczyny, które jedzą marchewki'' i tak to się teraz za nim ciągnie. Najstarszy członek One Direction: marchewkowy potworek.
-Mogę o coś zapytać?- oddaliśmy jej notatnik i czekaliśmy, aż zacznie mówić dalej.
-Jesteście ze sobą? W sensie, że jako para...- zamarłem. Dlaczego wszystko musi mi przypominać o tym idiotycznym uczuciu?! Chciałbym być normalny.
-Nie, nie jesteśmy. Ale powiem ci coś w tajemnicy.- przybliżyłem się do zdezorientowanej blondynki i nachyliłem nad jej uchem.
-Jestem gejem. Mhm... Pedałem z prawdziwego zdarzenia. Dlaczego ja w ogóle o tym mówię? I do tego fance? Louis! Odbiło mi kompletnie...- czyjaś dłoń mocno zacisnęła się na moim ramieniu i odciągnęła od nastolatki.
-Przepraszam za niego... Ostatnio ma gorsze dni. Myślę, że nie jesteś paparazzi z dyktafonem w kieszeni?- objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, tak, że bezsilnie wtuliłem się w jego szyję.
-Niee... no coś ty. I Harry? To widać.- zachichotała i odeszła machając nam na pożegnanie. Odwzajemniłem jej gest i po prostu się rozpłakałem.
-Bekso, przestań. W ciągu ostatnich godzin, widziałem cię płaczącego więcej razy niż przez całą naszą znajomość. Ja naprawdę chciałbym sprawić, byś był szczęśliwy, ale...
-Jeśli chcesz mnie uszczęśliwić daj spokój tej sprawie, okej? Ja wiem jak jest, naprawdę. Zawrzyjmy umowę. Nie będę  już płakać, a ty będziesz traktował mnie jakbyś nie wiedział... Wiesz o czym. Dobrze?- zapytałem pociągając nosem. Koniec użalania się nad sobą. Nie ma Larry'ego. Jest Louis Tomlinson i Harry Styles, przyjaciele po grób.
-Zgadzam się. To znaczy, że mam cię traktować jak hetero? Obgadywać biusty kobiet?- dziwnie skrzywił swoją twarz, a ja wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem.
-Prosząc, abyś traktował mnie ''jakbyś nie wiedział...'', nie miałem na myśli mojej gejowskiej wersji.- wymamrotałem przez śmiech.
-Ohh...- szepnął zaskoczony.
-Chodźmy do tego Tesco, naprawdę przydałoby się zrobić małe zakupy.- dodał po chwili i pokierował nas stronę supermarketu. Rześkie powietrze przyjemnie otulało nasze twarz, a pojedyncze promienie słońca trochę je ocieplały.
-Przez to, że tu jesteś zapomniałem, że pragnąłem zostać outsiderem. Jak idiotycznie brzmi to zdanie?- uderzyłem się dłonią w czoło i zaskomlałem, gdy niechcący dotknąłem bolącego miejsca.
-No właśnie... Trzeba tez kupić jakąś maść, bo w tym domu to nic nie ma. A co do twojej wcześniejszej wypowiedzi: widzisz, ma się to coś.- wyskoczył przede mnie i klepnął się w klatę nucąc coś pod nosem. Nadal nie mogę uwierzyć, że jego matka wytrzymała z nim prawie dwadzieścia lat. Szliśmy obok siebie rozmawiając o planach na ten tydzień. Podobno mieliśmy mieć teraz tak zwany ''luz''. Niall jęczy nam od dłuższego czasu, że chcę popłynąć gdzieś jachtem. Irlandczyk i jego marzenia. Ale przecież wszystko da się zrobić, tak? Po paru minutach znaleźliśmy się w naszym ulubionym sklepie ciągnąc za sobą ogromny koszyk.
-To co kupujemy?- spojrzałem na pułki, a zaraz na Lou'ego, który zrobił dokładnie to co ja.
-Liam.- powiedzieliśmy w tym samym momencie. Z uśmiechem na twarzy przyglądałem się, jak mój przyjaciel wygrzebuje swój telefon.
-Witaj mój kochany!...- rozbrzmiał cudowny głos.
-A czy ja zawsze muszę coś chcieć, Li?! Nie mogę tak po prostu zadzwonić do wspaniałego kumpla?
-No dobra już dobra... Co mamy kupić?- roztrzepany chłopak co chwile przytakiwał, aby po chwili przerwać połączenie, wcześniej się żegnając.
-Jajka, mleko, chleb, woda, piwo...- zdziwiony uniosłem brwi. Zakupione produkty przeważnie ledwo mieściły się w sklepowym wózku.
-Czekaj, czekaj. Zaraz będzie lista Niallera. Wolałem, żeby wysłał ją sms'em.- tak, teraz zacznie się zabawa. Nie minęła minuta, a już usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Mój towarzysz spojrzał na wyświetlacz i przymrużył oczy.
-Uff... Nie wiem jak my to dostarczymy do domu.- westchnąłem, ponieważ doskonale wiedziałem czego się spodziewać.
-A więc...
-Nie zaczyna się zdania od ''a więc''.- prychnąłem zabierając mu urządzenie. No to super... Ten głodomór chyba chce nas puścić z torbami. Po co komu pięć paczek chipsów?! A dwa słoiki Nutelli?!
-Ugh...- jęknąłem oddając roześmianemu LouLou telefon i pchnąłem nasz wózek w strone półek z ''duperelami''. Kręciliśmy się po Tesco z jakieś pół godziny, a ja dosłownie nie czułem nóg. Zrezygnowany po prostu usiadłem na środku drogi, czując na sobie wzrok zdziwionych klientów.
-Nigdy. Więcej. Nie. Zaproponuje. Wypadu. Do. Sklepu. Jasne?- zacisnąłem zęby i oparłem głowę o łydki mojego przyjaciela.
-Hazza... Wstawaj z tej ziemi! Ile ty masz lat?- chwycił mnie pod pachami i próbował podciągnąć do góry. Bez skutku.
-Nie czuje stópek.- mogłem zostać pod tym drzewem w parku i nigdzie się nie ruszać.
-Wskakuj do wózka, powiozę cię.- usłyszałem zrezygnowany głos szatyna. Nie trzeba było mówić do mnie dwa razy. W jednej sekundzie zerwałem się na równe nogi i wepchałem do ''koszyka'' miażdżąc przy tym chipsy Horana.
-Na przód mój rumaku! Czas podbić zachodni rejon Tes...!- mój krzyk przerwała ciepła dłoń na moich ustach.
-Stul dzióbek, jeśli nie chcesz, żeby nas stąd wyrzucili.- z racji tego, iż jego dłoń nadal mnie kneblowała wpadł mi do głowy głupiutki pomysł. Hmm... Co szkodzi...? To tylko wygłupy. Delikatnie rozszerzyłem wargi i wysunąłem z nich swój język. Momentalnie dotknąłem rozgrzanej skóry Tomlinsona, który czując to drgnął, ale nie zrobił nic więcej. Zachichotałem i już śmielej obdarowywałem wnętrze jego dłoni czymś na kształt pocałunku.
-Styles, mógłbyś przestać mnie ślinić? Siedź cicho.- byliśmy już praktycznie przy kasie więc chcąc czy nie chcąc, musiałem się troszkę ogarnąć.
-Mhmm...- mruknąłem przeciągle, gdy przerwał nasz bliski ''kontakt''. Miałem tylko nadzieję, że nie zraziłem go tym gestem. No przecież jesteśmy przyjaciółmi, to tylko zabawa. Lecz z drugiej strony, jak ja bym się czuł na jego miejscu w takiej sytuacji wiedząc, że ta druga osoba mnie kocha... Ale z ciebie idiota Harry!
-Sorki... To były wygłupy, nie masz mi tego za złe?- teraz będę musiał się pilnować na każdym kroku. Życie jest niesprawiedliwe!
-No coś ty. Wiesz? Nie myśl tyle, bo wychodzi ci to na złe.- poczochrał mnie po włosach i zaczął wyciągać produkty na taśmę. Kasjerka zmarszczyła brwi widząc w jakim miejscu się znajduje. W odpowiedzi wyszczerzyłem się jak głupek i pociągnąłem lekko rękaw Lou, aby pomógł mi z tą krwiożerczą bestią.
-Przepraszam za niego. Jest niezrównoważony psychicznie. Wie pani, ciężkie życie...- przybrał smutną minę, a mi dosłownie opadła szczęka. Ekstra. I proś tu go kiedykolwiek o pomoc w wyjściu z beznadziejnej sytuacji. Ale i tak go kocham.
_________________________
Rozdział taki se. Widzę, że coraz mniej komentarzy pod rozdziałami :(

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 5

* Uprzedzam, rozdział jest do dupy... Ugh :/
 
Wrzaski dochodzące z dołu skutecznie mnie obudziły. Pewnie chłopaki próbują zrobić śniadanie. Powoli otworzyłem oczy, aby spojrzeć która godzina. Hmm... dziewiąta, to dla mnie jeszcze noc. Ku mojemu rozczarowaniu w łóżku znajdowałem się sam. No, ale w końcu Lou to ranny ptaszek. Przeciągnąłem się, chcąc rozprostować kości. Nie bardzo widziało mi się wstawanie z tego wygodnego posłania. Gdy mój mózg już trochę się rozbudził, zorientowałem się, że uciekinier bierze prysznic w łazience. Doskonale słyszałem szum lejącej się wody, a z mojej toalety korzysta oprócz mnie tylko on.

*Gdybym teraz wszedł do tej kabiny...*- Boże! Styles, robi się z ciebie kompletny zbok.

Tak bardzo chciałbym jeszcze trochę sobie pospać. Nim się zorientowałem, przed oczami znów pojawiła się ciemność.

-Hazza... Pobudka...- miętowy oddech przyjemnie otulał moją twarz. Czy to sen?
-Mamo, jeszcze pięć minut.- mruknąłem ściskając mocno turkusową pościel. Wtedy poczułem jak ktoś zrywa ze mnie przykrycie. Tego było już za wiele... Ja chcę spać!
-Jestem śpiący, daj mi żyć kimkolwiek jesteś potworze!- sfrustrowany włożyłem głowę pod poduszkę i skuliłem nogi. Mój spokój nie trwał długo. Czyjeś ręce mocno chwyciły mnie za nogi i dosłownie zrzuciły z łóżka. Krzyknąłem czując ból rozchodzący się po kości ogonowej i potarłem oczy pięściami.
-Louis?!- wrzasnąłem, gdy ujrzałem nad sobą uśmiechniętą twarz dorosłego faceta, który czasami dorównywał zachowaniem pięciolatkowi.
-Nie spodziewałem się tego po tobie.- mruczałem pod nosem ciche przekleństwa i za pomocą wyciągniętej ręki, ze strony szatyna, wstałem z zimnego podłoża.
-Wiesz, że jest już prawie dwunasta? Jak można tak długo spać...- zmierzył mnie wzrokiem, zatrzymując się na mej twarzy. Jego oczy rozszerzyły się do rozmiarów pięciofuntówki, a usta otworzyły w zdumieniu.
-Zamknij buzie, bo ci żaba wskoczy.- zachichotałem, mimo swojego rozdrażnienia. Zawsze byłem nie w sosie, jeśli ktoś tak brutalnie mnie budził.
-Harry, przepraszam! Jezu jak ty wyglądasz! Nie wiedziałem, że mam tyle siły. Dlaczego nie mówiłeś, że tak mocno dostałeś?! Idioto masz na policzku ogromnego siniaka.- nawijał jak najęty z poczuciem winy kryjącym się w oczach. Lekko dotknąłem opuszkami palców poszkodowaną część ciała i syknąłem czując ból.
-Ładnie to tak nazywać biednego nastolatka idiotą? Gdybyś nie zauważył, ja tu cierpię.- zachichotałem widząc jak jego twarz, jeszcze bardziej smętnieje.
-BooBear... Tak serio, to mi się należało. Nie myśl o tym, jeszcze nie umieram.- próbowałem za wszelką cenę sprawić, aby na twarzy tego wariata, znów pojawił się zniewalający uśmiech.
-Choć, zjemy śniadanie i skombinujemy jakiś lód na twój policzek.- oznajmił delikatnie mierzwiąc moja nieuczesane włosy. Już chciałem udać się do szafy, aby założyć na siebie jakąś koszulkę, gdy poczułem jak Tommo chwyta mnie w kolanach. Przerzucił sobie moją postać przez ramię, jak worek ziemniaków i zadowolony ruszył do wyjścia z mojej ''oazy spokoju''.
-Co ty robisz?! Zgłupiałeś?!- na razie ani razu nie powróciliśmy do wczorajszej rozmowy z czego ogromnie się cieszyłem. Chciałem, żeby było jak dawniej, bez żadnych zmian.
-Siedź cicho i ciesz się, że mam ochotę nosić twoje ciężkie dupsko. Korzystaj, puki się nie rozmyślę.- moje ramiona żałośnie zwisały wzdłuż sylwetki mojego rumaka. Miałem doskonały widok na jego pupę. Nie jedna dziewczyna mogłaby mu jej pozazdrościć...
-Puść mnie!- uszczypnąłem go w biodro i lekko wbijałem palce w kręgosłup, niebezpiecznie zjeżdżając coraz niżej. Nie jestem takim pacanem, żeby, aż tak naruszyć jego przestrzeń. Ale to bardzo kuszące, aby zsunąć dłonie jeszcze niżej. Zatrzymałem się przed cudnymi pośladkami i westchnąłem zdając sobie sprawę, że Lou wcale to nie rusza. Wkroczyliśmy do kuchni, gdzie panował istny chaos.
-Oddaj mi te jajka Nialler, bo je w końcu...- błagalny ton Zayna przerwał dziwny trzask.
-Rozbijesz...- dokończył mulat, a ja zrozumiałem co było przyczyną niezidentyfikowanego dźwięku. Przez to, że nadal znajdowałem się na plecach Boo, widziałem wszystko do góry nogami. Mimo to, zakodowałem, że Li siedział przy stole czytając jakąś gazetę, a nasz Ziall próbował zrobić jajecznice.
-Opss... Co wy wyprawiacie oszołomy?- odezwał się najstarszy z nas, zwracając przy tym całą uwagę na mnie i jego samego. Wszyscy zawiesili na nas swój zszokowany wzrok, a Zayn upuścił patelnie.
-Widzisz, a skrzeczałeś, że to mi wszystko wylatuje z rąk.- usłyszałem cichy szept Irlandczyka. Zajęło mi dłuższą chwilkę, aby zrozumieć ich pytające spojrzenia. No tak... Przecież wczoraj ''Larry'' wisiał na włosku, a dzisiaj wkraczamy do kuchni jak gdyby nigdy nic z iskierkami w oczach. Chrząknąłem szarpiąc za koszulkę Louisa, na co on zrozumiał aluzję i ostrożnie postawił mnie na ziemi.
-Co ci się stało w policzek?- zapytał nasz Daddy podejrzliwie lustrując mojego towarzysza.
-Wpadłem na szafkę idąc w nocy do łazienki.- nie chciałem, żeby mój sprawca dalej ubolewał nad tym wypadkiem, więc trochę zataiłem prawdę.
-Ta szafka nazywa się Louis Tomlinson, mam rację?- roześmiał się muzułmanin, który natychmiast został zdzielony przez uroczego blondaska.
-Jestem kompletnym idiotom, poniosło mnie trochę wczoraj i... wiecie.- spojrzał na mnie ze łzami w oczach, a ja od razu jęknąłem i go przytuliłem.
-Przestań, nic mi nie jest. I powtarzam po raz setny, że zasłużyłem.- oznajmiłem pocierając jego plecy. Pociągnąłem nas w strone stolika i usadowiłem smutnego Loueha na drewnianym krzesełku obok Payne'a.
-Tak w ogóle, to czy my o czymś nie wiemy? Kiedy rozmawialiście? Przecież ten dzieciuch zwiał z domu.- no nie... nie chcę wracać do wczorajszych wydarzeń. Chyba jednak kontynuacja tamtej rozmowy mnie nie ominie.
-Przegadaliśmy całą noc. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest dobrze.- wyręczył mnie chłopak, który miał na sobie czarne rurki i miętową koszulkę. Przeskanowałem wzrokiem całą bandę.
-Dziwnie się czuje, wszyscy jesteście w ubraniach.- mruknąłem od niechcenia, aby jakoś zmienić temat.
-Chcesz to możemy się rozebrać.-rzucił Nialler, na co wszyscy łącznie ze mną wybuchli śmiechem. Skierowałem się do lodówki i szybko wyjąłem z niej mleko. Nasypałem płatków do zielonej miski i zalałem je smakowitym darem od krówki. Tradycyjnie, płatki każdego poranka. Niestety nikt z nas nie czuł się dobrze w roli kucharza... Nawet zrobienie jajecznicy sprawiało nam problemy i nie raz prawie puściliśmy kuchnie z dymem. Usiadłem do stołu, gdzie wszyscy już zdążyli zająć miejsca. Podsunąłem karton z białym napojem i chrupki na stół, a sam zacząłem zajadać się swoimi. Atmosfera była co najmniej... dziwna.
-Jak to jest uprawiać seks z facetem?- niespodziewanie zapytał Zayn, strzelając prostu z mostu. Słysząc to pytanie zacząłem dławić się pokarmem. Tomlinson roześmiał się dźwięcznie i zaczął mocno klepać mnie po plecach. Gdy już było ze mną w porządku, podniosłem wzrok na mulata. Wpatrywał się we mnie z wyszczerzonymi zębami, a ja w tej chwili miałem ochotę walnąć go w ten pusty łeb.
-Nie wiem. Jestem prawiczkiem.- powiedziałem, jakbym informował, że dzisiaj ma być ładna pogoda. Dokończyłem swoje śniadanie i włożyłem naczynie do zmywarki. Odwróciłem się na pięcie w strone przyjaciół, którzy śledzili każdy mój krok.
-Co?- zapytałem nieco podirytowany. Jeśli chcą opis gejowskiego seksu, niech sobie pooglądają pornosy.
-Na serio jeszcze tego nie robiłeś?- najpiękniejszy głos na świecie przerwał tą niezręczną cisze. No co jest ostatnio nie tak z tym milczeniem wśród nas?!
-Nie... Czy to źle? Mam dopiero siedemnaście lat. Ja nie wnikam, jeśli zabawialiście się mając czternastkę. To moja sprawa czy z kimś sypiam... Czy ja właśnie rozmawiam z wami o moim życiu seksualnym? Boże, co się dzieje?- parsknąłem śmiechem, kręcąc głową z politowaniem.
-Nie chcieliśmy cię wkurzyć.- usłyszałem, gdy pędziłem w stronę łazienki. Po drodze zabrałem ze sobą czystą bieliznę, brązowe rurki z opuszczonym stanem i czarną koszulkę. Rozebrałem się do naga i wsunąłem do prysznicowej kabiny. Potrafiłem siedzieć w niej godzinami, gdy moje ciało otulała gorąca woda... Jednak teraz nie miałem na to zbyt dużo czasu. Umyłem włosy jabłkowym szamponem i podkradłem Louisowi miętowy żel. Teraz już wiem, dlaczego zawsze pachnie tak cudownie. Chociaż najbardziej kocham zapach jego skóry, bez żadnych perfum i tych duperelstw. Szybciuteńko się uwinąłem i ubrałem w przygotowany zestaw. Nigdy zbytnio nie zwracałem uwagi na modę, ale gdy byliśmy w zespole, styliści mieli w oczach chęć mordu, kiedy ubieraliśmy coś dziwnego. Jeszcze tylko umyć zęby...
-Jesteś tam Harry?- usłyszałem krzyk Liama zza drzwi.
-Mhm.!- przytaknąłem niewyraźnie mając w ustach szczoteczkę do zębów.
-Ruszaj dupę, bo Louis dramatyzuje. Jęczy mi nad uchem, żebym sprawdził czy się czasem nie utopiłeś.- więc co robi ten mały skrzat, że sam nie mógł tutaj zaglądnąć? I jak można się utopić pod prysznicem? Wypłukałem usta i opuściłem toaletę. Potrząsnąłem mokrą głową jak pies, chlapiąc przy tym Li.
-A Jennifer nie mogła tu przytuptać?- czasami nazywam tak mojego kochanego, ponieważ... Na sesji zdjęciowej oznajmił, iż nazywa się właśnie tak.
-Nasza młoda dama molestuje wszystkie szafki. Szuka jakiejś maści na obrzęki... Tak poza tym Simon dzwonił, chce nas widzieć. Wymyślił jakiś koncert za tydzień. Wiesz, zaśpiewamy parę coverów i dwie nasze piosenki.- moja twarz wcale nie wyglądała tak źle. Okej, było widać siwiznę, ale to nic strasznego. One Direction... Więc chyba nadal chcą mnie w zespole?
-Nie będziecie czuć się głupio z homo pod jednym dachem? Wiem, że to może być dla was niezręczne.- Daddy uderzył się dłonią w czoło i pociągnął mnie za koszulkę do pozostałego towarzystwa. Nawet nie spostrzegłem, kiedy znalazłem się z powrotem w kuchni.
-Ten idiota martwi się, że będziemy czuć się głupio z powodu jego orientacji.- palnął otwarcie wskazując na mnie palcem.
-Błagam cie Harreh... Na prawdę to nam nie przeszkadza, tak Zayn? Lou'ego nawet nie mam zamiaru pytać. Tylko patrzeć, aż Larry stanie się prawdziwy. Oto ja! Wasz największy shipper!- głodomorek złączył swoje dłonie w serduszku i próbował uchwycić w nim mnie i zdesperowanego chłopaka, buszującego po pułkach. Gdy dotarły do niego słowa naszego szalonego Ni, zaprzestał swoich poszukiwań odwracając się w moją strone. Czując na sobie ten wzrok, spuściłem głowę oglądając bose stopy. Larry...stanie się prawdziwy... Chciałbym. Moje oczy momentalnie się zaszkliły, lecz nie mogłem pozwolić, aby wypłynęła z nich chociażby jedna łezka. Moje uczucie do BooBeara jest silne. Zawsze starałem się to w sobie zdusić, ale wiem, że ono tam jest i chyba go kocham... Dobrze, nie chyba. Jestem pewien miłości do chłopaka o hipnotyzujących, lazurowych tęczówkach.
-Czy czasem nie brakuje nam jajek w lodówce? Przejdę się do Tesco, hmm?- ze spuszczoną głową poczłapałem do wyjściowych drzwi i założyłem  wysłużone już conversy.
-Ty blond idioto... Po co wspominasz o ich bromance.- gdy już miałem wychodzić usłyszałem zdenerwowany głos naszego Daddy'ego.
-Sorki, to miał być żart. Czemu on tak zareagował? Przecież wczoraj mówił, że kocha go jak brata. Tak było, co nie?- czy oni naprawdę rozmawiają o tym przy Louehu? Super... Na prawdę, wprost zajebiście.
-Na serio uwierzyłeś mu, że nie czuje czegoś więcej? Przecież to widać jak na niego patrzy! Według mnie on jest zakochany po uszy.- chciałem wyjść, ale stałem sparaliżowany i słuchałem dalej.
-Ja tu jestem.- nareszcie się odezwał. Jego głos był chyba smutny. Musi czuć się okropnie, wiedząc, że podoba się gejowi.
-Lou, a ty? Curly też nie jest ci obojętny.- napomniał nieśmiało Malik.
-Jestem hetero...Nie kocham go i nigdy nie pokocham. - po tych słowach nie żałowałem sobie łez, które automatycznie opuściły moje oczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem słaby, ale muszę wziąć się w garść. Szybko opuściłem nasz dom, chyba trochę za mocno trzaskając drzwiami. Mimo, że świeciło słońce, panował dziś chłodny wiaterek. Dziękując Bogu za to, że wziąłem jakąś bluzę, naciągnąłem na siebie kaptur i schowałem ręce do kieszeni. Błąkałem się po cichych uliczkach myśląc nad tym wszystkim. Przecież wiedziałem, że on nie jest taki jak ja, więc dlaczego boli, gdy oznajmił to głośno? Przetarłem mokrą i zaczerwienioną twarz dłońmi i udałem się w stronę Londyńskiego parku. Był jednym z moich ulubionych miejsc w tym mieście. Opadłem na trawę, pod ogromnym dębem i przymknąłem powieki. Leżałem tak może kilkanaście minut, gdy poczułem wibracje w jeansach. Wyciągnąłem nieszczęsnego Iphona i zerknąłem na wyświetlacz. Dzwoni Louis. Odebrać? W końcu niczym nie zawinił. To moje idiotyczne serce nie chciało posłuchać rozumu... Nie zastanawiając się dłużej zaakceptowałem połączenie i przyłożyłem urządzenie do ucha.
-Przepraszam.- usłyszałem na powitanie.
-Za co mnie przepraszasz?- starałem się, aby nie zdradzić, że przed chwilą płakałem.
-Nie powinieneś tego usłyszeć. Myślałem, że już wtedy wyszedłeś. Przepraszam.- dlaczego on to wszystko utrudnia? Nie mógłby być jakimś chamem, który ma wszystkich gdzieś? Ale przecież i tak nadal bym go kochał...
-Nie powinienem usłyszeć prawdy? Dobrze, że powiedziałeś to głośno Loui, wiesz? Tak jest chyba lepiej. Nie będę sobie robił złudnej nadziei i wszystko będzie między nami jasne, tak? Znajdę sobie jakiegoś chłopaka.- potrzebuje jakiejś odskoczni. Może poszlajam się po klubach?
-Gdzie jesteś?- po co mu to wiedzieć? Nie chcę, żeby widział mnie w takim stanie.
-Nieważne, muszę kończyć. Papa- czym prędzej się rozłączyłem i rzuciłem telefon obok. Miałem ochotę siedzieć tu tak bez celu, aż do zmroku. Ale jest jeszcze Simon, który chce spotkać się z zespołem...
-Nie ładnie tak zbywać przyjaciela, nie sądzisz?- usłyszałem nad sobą swojego prześladowcę i jęknąłem zrozpaczony.
-Chcę pobyć sam. Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać?- potrzebowałem samotności. Cały czas ktoś się koło mnie kręcił. Do tego Boo przyciągnął uwagę naszych fanek... Jak zwykle nie myśli o kamuflażu. Tak ciężko schować się pod bluzą, lub założyć okulary?
-Chyba zapomniałeś, że znam cię jak własną kieszeń. I nigdzie się stąd nie ruszę.- oznajmił zawzięcie, aż myślałem, że zacznie tupać nogą...
-Skoro tak, to ja się ''ruszę''.- czym prędzej podniosłem tyłek z pachnącej zieleniny i szybkim krokiem udałem się w nieznanym kierunku.
_______________
Ten rozdział to kompletna masakra. Wena mnie opuszcza... Tak w ogóle to miało być takie opowiadanko ''na rozluźnienie''. Prawdę mówiąc ta historia, na początku miała być One Shotem, ale jakoś tak wyszło, że piszę ją dalej...
Skupiam się głównie na INNYM opowiadaniu o Larrym, które wydaje mi się o niebo lepsze od tego tutaj, ale wole najpierw je skończyć(te na którym najbardziej się skupiam), a potem udostępnić. Tak wiec nie wiem ile pociągnę jeszcze z tym czymś co jest na blogu :D Ale postaram się w miarę poprowadzić wszystko do końca.

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 4

Ku mojemu rozczarowaniu, nie mogłem w tych ciemnościach ujrzeć nic oprócz niewyraźnego zarysu sylwetki. Mokre oczy dodatkowo mi to uniemożliwiały.
-Harry?- usłyszałem ten głos... To był on. Louis. A może mam omamy? Cały zdrętwiałem, nie mogłem wydobyć z ust żadnej odpowiedzi. Usiadłem opierając plecy o zimną ścianę. Mój pusty wzrok spoczął na osobie, przez którą nie mogłem zasnąć.
-Płaczesz?- zapytał, dalej stojąc w jednym miejscu. Co on tu robi? Gdzie był? Jest na mnie zły? To koniec naszej przyjaźni? Miałem tyle pytań, na które nie znałem odpowiedzi. Chciałem je poznać, jednak bałem się tego, co mógłbym usłyszeć.
-Nie... Oczy mi się pocą.- mruknąłem cichuteńko, a głos wyraźnie zdradził w jakim stanie się znajduję. Nie podszedł bliżej, po prostu tam tkwił.
-Przestań płakać.- to jak się do mnie zwracał, było takie...wymuszone?
-Więc teraz tak to będzie wyglądać? Rozumiem, że wszystko stracone. Nie bój się. Nie, nie mam zamiaru zgwałcić was w nocy. Geje nie są potworami, które ruchają wszystko co się rusza, chociaż taka jest opinia innych. Chciałem wrócić do Holmes Chapel, ale te pacany mnie zatrzymały. Zmywam się stąd jutro. Z waszego życia i zespołu. One Direction będzie miało teraz czterech członków, chyba, że znajdziecie kogoś na moje miejsce.- wychrypiałem, próbując powiedzieć wszystko wyraźnie mimo płaczu, który cały czas mnie męczył. Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Mimo żalu, wiedziałem iż w tej sytuacji to raczej najlepsze rozwiązanie.
-O czym ty pieprzysz do kurwy nędzy?! Przestań, słyszysz?!- krzyknął, aż wystraszyłem się iż obudził pozostałych. Ostrożnie podszedł bliżej i klęknął obok łóżka. Wpatrywałem się w to dziwne przedstawienie. Nie rozumiałem kompletnie nic, ale to chyba jest już na porządku dziennym. Po prostu jestem tępy...
-Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! Zwierzałem ci się praktycznie ze wszystkiego. Wiesz o mnie więcej niż własna matka! Sądziłem, że mi ufasz!- próbował opanować swoje zdenerwowanie. Oddychał ciężko zaciskając pięści na białym prześcieradle. Był wściekły. Nigdy nie widziałem go takiego wkurzonego. Jak zahipnotyzowany śledziłem każdy jego ruch. To wszystko było takie dziwne.
-Odezwij się!- krzyknął i na oślep mocno uderzył pięścią moją twarz. Zszokowany jego wybuchem, chwyciłem za bolące miejsce zaciskając przy tym zęby. Poczułem w ustach słodką krew, która najwyraźniej wydostała się z rozciętej wargi. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, aż do teraz. Nie sądziłem, że byłby do tego zdolny. Myliłem się. Cały zesztywniał, gdy chyba zrozumiał co właśnie uczynił.
-Boże, przepraszam! Nie chciałem. Nic ci nie jest? To mnie przerasta, to takie trudne! To...- zaczął szlochać razem ze mną w kółko powtarzając ''przepraszam'' jak jakąś modlitwę. Mimo wszystko nie przytulił mnie, nie dotknął tak jak zrobiłby to zanim dowiedział się, że jestem homoseksualistą.
-Brzydzisz się mną.- stwierdziłem, nie zwracając uwagi na jego prośby o wybaczenie. Przyznam, że moja twarz bolała wskutek zetknięcia z męską pięścią, jednak teraz zdecydowanie przeważał ból psychiczny. Po zdaniu jakim wypowiedziałem, zapadła cisza, która ostatnio cały czas mnie prześladuje. Gdybym mógł cofnąć czas, na pewno powiedziałbym o swojej tajemnicy już w X-Factorze, gdy połączyli nas w grupę.
-Jeśli w jakimś stopniu czuję do ciebie odrazę, to nie dlatego, że jesteś innej orientacji. Ale dlatego, że dowiaduje się o tym po roku znajomości. Słyszysz? Cholernym roku!- warknął i schował twarz w swoich dłoniach. Dalej klęczał obok mnie i próbował nieco ochłonąć. Czas mijał, a on nadal tu był i starał się unormować swój oddech. Czułem, że jest mu ciężko. Chciałem to jakoś ułatwić, ale nie wiedziałem jak. Nienawidziłem sytuacji, w których się nie odnajdywałem.
-Posuń się.- rozkazał nagle, jakby nigdy nic. Zdziwiony zrobiłem to, próbując rozszyfrować co zamierzał. Wczołgał się na łóżko, zabierając mi trochę kołdry i głośno westchnął. Leżałem na samym skraju, aby nie dotknąć Louisa.
-Co teraz?- zapytał, a ja nie wiedziałem co mam powiedzieć. Jak to wszystko się potoczy?
-Nie wiem. Ty mi powiedz.- chciałem, żeby wyjaśnił jakie relacje zaistnieją pomiędzy nami. Byłem zdolny zrobić wszystko, żeby nie stracić tej więzi pomiędzy nami. A może ona już przepadła?
-Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie? Tylko bez wykrętów.- miałem złe przeczucia, ciekawe dlaczego?
-Jasne.- w końcu zasługiwał na wyjaśnienia. I miał do nich prawo.
-Czy ty... Czujesz coś do mnie?- zająknął się i znów wziął głęboki oddech. Zrozumiawszy jego pytanie wcisnąłem głowę pod poduszkę.
-Co to za głupie pytanie?- dlaczego już drugi raz to słyszę, tylko, że tym razem od TEJ osoby? I co to wszystko miało na celu?
-Po prostu odpowiedz. Nasze zachowanie zawsze było co najmniej dziwne. Chcę wiedzieć czy dla ciebie to znaczyło coś więcej... Obiecałeś. Bądź ze mną szczery, proszę cię.- Może powinienem wyłożyć wszystkie karty na stół? W końcu jak szaleć, to na całego. Poza tym, nie chciałem już nic zatajać przed Tomlinsonem.
-Nie wiem Lou, naprawdę nie wiem czy to coś więcej niż braterska miłość. Przepraszam cię, tak strasznie mi przykro. Nie chcę, stracić przyjaciela. Zrobię wszystko co zechcesz, tylko mnie nie zostawiaj. Błagam.- łzy cały czas dręczyły moją postać, a w dotknięciu z drobną raną sprawiały, iż jeszcze bardziej piekły mnie usta. Wybrałem chyba najbezpieczniejszą odpowiedź ze wszystkich możliwych. Poza tym naprawdę nie wiedziałem czy kocham osobę, która leżała obok mnie.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Nie opuszczę cię. Pamiętasz naszą obietnice? ''Przyjaciele, aż po grób.''- powiedział i niespodziewanie wplótł palce w moje miękkie loki. Jęknąłem nie panując nad tym odruchem, a dopiero po chwili zażenowany swoją reakcją na jego dotyk, zakopałem się w pościeli.
-Ejj... Nie chowaj się. Jest w porządku.- powiedział i znacznie się do mnie przybliżył. Poczułem ciepło jego ciała i cudowny zapach męskich perfum.
-Chcesz spaść z tego łóżka?- zapytał ciągnąc mnie do siebie za nadgarstek. Przykrył nas szczelnie kołdrą i wsunął rękę pod przykrycie. Gdy jego chłodna dłoń spotkała się z moim rozpalonym podbrzuszem krzyknąłem zaskoczony dotykiem.
-Masz zimne ręce!- fuknąłem zły wskutek czego mój przyjaciel cicho się roześmiał i objął mnie ciaśniej. Atmosfera była zdecydowanie lżejsza. Do zmartwień powrócę jutro. Czy to naprawdę było takie proste? Oni tak po prostu mnie... zaakceptowali?
-Tak Styles, to jest ten moment w którym się do mnie przytulasz.- wychrypiał oburzony moim zachowaniem. Założyłem prawą rękę na jego pierś i przymknąłem powieki. Jeśli to wszystko jest snem... nie chcę się budzić.
-Dobranoc mały.- w odpowiedzi tylko bardziej wtuliłem się w tors przyjaciela. Mając u boku JEGO, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie...
_________________________________________________
Przepraszam, że to zepsułam. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału... Próbowałam jakoś go uratować, ale niezbyt mi to wyszło... Postaram się, aby następne były lepsze i dłuższe.
I dziękuję bardzo za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Nie macie pojęcia jak mnie to mobilizuję ♥ A z każdym kolejnym komentarzem, mam na twarzy taki zaciesz, że huh... xD