niedziela, 27 października 2013

ZAWIESZAM

Na razie zawieszam. Nie mam głowy do tego opowiadania, po prostu zaczęłam pisać je spontanicznie. Pomysł nie trzymał się kupy i był taki z tyłka wyciągnięty, że tak to ujmę xD
Przepraszam, jeśli Was zawiodłam. Na prawdę nie mogę się zmusić do pisania następnego rozdziału. Mam napisane 3 zdania...
Dzięki temu opowiadaniu na pewno się podszkoliłam, co mi pomogło.

Zapraszam Was również na moje nowe opowiadanie (tak wiem, nie skończyłam tego, a zabieram sie za następne...). Po prostu pomysł na opowiadanie, które piszę teraz, wydaje mi się o wiele lepszy. Zapraszam na: Cup of chocolate

I przepraszam jeszcze raz. xx




poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 11

*Przepraszam, że tak długo czekaliście na rozdział. Teraz postaram się, aby pojawiały się co poniedziałek.

Siedziałem nad brzegiem naszego basenu, obserwując wodę, która otulała moje nagie stopy. To była prawie bezchmurna noc, można było dostrzec na niebie nawet te drobniejsze gwiazdy. Jednak zapowiadało się na deszcz, to po prostu można było wyczuć w powietrzu. Kochałem te spadające kropelki wody, one jakby... zmywały ze mnie wszelkie złe emocje.

Louis zaszył się w swoim pokoju, nie wychodzi z niego praktycznie od kilku dni. Wszyscy bardzo się o niego martwimy. Nie potrafię przyglądać się smutkowi, który zamieszkał w lazurowych tęczówkach. Nie mogę zrozumieć co się stało. To on zawsze był szaloną i pozytywnie zakręconą częścią naszego zespołu, a teraz czuję, jakby go nie było. Mój Lou zniknął, zostawiając po sobie tylko dziwną powłokę. Z dnia na dzień, wszystko się zmieniło, a ja nie mogę się z tym pogodzić, zresztą nie tylko ja. W naszym domu panuje bardzo dziwna i napięta atmosfera. Wiem, że Niall, Zayn i Liam nie są ze mną szczerzy. Jestem pewien, że ukrywają przede mną coś związanego z Louis'm.

-Wejdź do środka Hazz. Jest już pierwsza. Powinieneś trochę odpocząć, wyglądasz jak wrak.- poczułem dłoń zaciskającą się na moim lewym ramieniu. Odwróciłem wzrok i wymusiłem uśmiech skierowany do Irlandczyka. Rzeczywiście, słońce już dawno znikło za horyzontem.
-Dzięki za komplement.- szepnąłem, nie chcąc zakłócać nocnej ciszy. Dostrzegłem w słabym świetle księżyca, błyszczące oczy blondyna, w których mogłem odnaleźć współczucie.
-Harry, mówię serio. Nie pomożesz Tommo, wykańczając samego siebie.- usiadł obok mnie, podwijając wcześniej swoje dresowe spodnie, które były przeznaczone do spania. Westchnął głęboko, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, a ja przeczesałem palcami swoje skołtunione loki, próbując odgarnąć je ze swojego czoła.
-Piękna pogoda.- odezwał się po chwili. Kiwnąłem głową, na znak zgody i ułożyłem się na zimnych kafelkach, które otaczały wodny zbiornik. Poczułem nieprzyjemny dreszcz, wskutek zetknięcia się z chłodnym podłożem. Horan poszedł w moje ślady i po chwili po prostu leżeliśmy obok siebie, wśród panującego mroku.
-Myślę, że Louis cie kocha.- powiedział nagle, głośno i wyraźnie. Moje podniebienie momentalnie ogarnęła nieprzyjemna suchość. Zacisnąłem mocno swoje powieki i przetarłem dłońmi zmęczoną twarz.
-Przestań. Nie potrzebuje pocieszenia. Musimy coś zrobić, nie wiem... Zadzwonię do jego mamy! Ona na pewno coś wie. Dlaczego nie wpadłem na to wcześniej? Po prostu muszę wykręcić cholerny numer i zadzwonić do Jay. Zadzwonić do...- przerwały mi silne ramiona, które przyciągnęły mnie bliżej swojego właściciela. Bez słowa wtuliłem się w tors przyjaciela, a z moich oczu po chwili wypłynęły pierwsze łzy. Pozwoliłem wydostać się na wierzch dotąd przyduszonym emocją. Blondyn przycisnął mnie do swojej klatki jeszcze mocniej i pocałował w czoło. Chcę tylko odzyskać swojego Tomma. Czy proszę o zbyt wiele? Wiecie jakie uczucie towarzyszy przyglądaniu się dziwnej depresji osoby, która zawsze rozświetlała twoje życie? Tym razem, to ja chcę być jego światłem. Bardzo pragnę udzielić mu pomocy, jednak najgorsze jest to, że on najwyraźniej nie chce jej ode mnie przyjąć. Jestem taki żałosny.
-Boje się o niego, Ni. Tak strasznie się o niego boję...- wyłkałem w szarą koszulkę Niallera.
-Shhh... Wiem to mały, wiem. Nie płacz, będzie dobrze. Musisz być silny, słyszysz? Pamiętaj, że cokolwiek się stanie, zawsze możesz na mnie liczyć, okej? Zresztą nie martw się. Już niebawem zostaniesz obudzony przez swojego roześmianego BooBeara, który będzie skakał po twoim łóżku, krzycząc, żebyś wstał i zrobił mu jego ulubione naleśniki z syropem klonowym.- uśmiechnąłem się przez łzy, wyobrażając sobie wspomnianą sytuację. LouLou jest ogromnym fanem moich kulinarnych popisów. Prawdę mówiąc potrafię usmażyć tylko te słodkie placki, które wcale nie wychodzą mi wspaniale, jednak od razu zdobyły jego serduszko.
-Wiesz co mu jest, prawda?- wypowiedziałem z lekkim wyrzutem. Czułem, jak jego ciało spina się wokół mnie. Ciepły oddech owiał moją szyję, lecz po chwili znów otoczyło ją zimno nocnego powietrza.
-Curly, wiem tyle, co ty.-kłamał. Jestem tego pewien. Ironiczny śmiech, niekontrolowanie wydobył się z moich ust, które po chwili zacisnąłem w wąską linie. Wyswobodziłem się z przyjemnego uścisku i czym prędzej stanąłem na równe nogi. Zaczerpnąłem więcej tlenu do płuc i bez słowa ruszyłem w stronę wejściowych drzwi naszego domu. Czułem na plecach wzrok Irlandczyka, który wypalał w nich wielką dziurę. Nie wiem jak poradzimy sobie z jutrzejszym wywiadem. Menadżerowie raczej nie mają pojęcia o obecnej sytuacji...
-Szlag!-zakląłem, gdy moje stopy zaczepiły się o jakiś przedmiot, którego nie mogłem dostrzec w tej ciemności. Zdenerwowany i wykończony, doczłapałem się do środka zapalając po kolei wszystkie światła, które były w moim zasięgu. Gdy przekroczyłem próg kuchni zastygłem w bezruchu, wstrzymując oddech. Był tam. On tam był. Siedział na drewnianym krześle, ze niedopitą szklanką mleka. Wyglądał dużo gorzej niż ja. Podkrążone oczy. Blada cera. Wydawał się taki drobniutki... Bezbronny... Miał na sobie czarne bokserki i wymiętą, koszulkę, która bezwładnie na nim zwisała. Opierał swoją głowę na splecionych dłoniach i wpatrywał się w coś za mną. Chcąc zobaczyć co przykuło jego uwagę odwróciłem się, jednak nie było tam nic ciekawego. Odchrząknąłem, chcąc, aby szatyn zwrócił na mnie uwagę, jednak na marne.
-Louis.- szepnąłem cicho, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Kruche ciało lekko drgnęło, lecz nic poza tym się nie stało. Jęknąłem sfrustrowany, uderzając zaciśniętą pięścią w ścianę. Nie poczułem bólu.
-Dobrze, okej. Dobranoc.- wymamrotałem i nie czekając na jego reakcję, która pewnie i tak by się nie pojawiła, w mgnienia oka znalazłem się w swoim pokoju, mocno trzaskając za sobą drzwiami. Miałem tylko nadzieję, że nie obudziłem śpiącego towarzystwa.

Dlaczego wszystko się wali? Może byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie poszedł na casting do X-Factora? Oszczędziłbym sobie tego... widoku. Nie, nie, nie. Nie mogę być takim egoistą, ale po prostu, to chyba mnie już przerasta. Nie chodzi tylko o sprawę z Louis'm. Sława. Brzmi świetnie, prawda? Mam nadzieję, że czujecie ten sarkazm. Nie mogę nawet wyjść na ulicę bez ochroniarzy! Czy to nie jest chore? Zero prywatności. Zero.

Nie kłopocząc się z przebieraniem, po prostu zrzuciłem z siebie czarne jeansy. Cisnąłem nimi gdzieś w kąt pomieszczenia i z hukiem opadłem na podwójne łóżko, stojące obok dużego okna. Ukryłem twarz w poduszce i krzyknąłem w nią ile sił, ponownie pozwalając emocją na zawładnięcie moim ciałem. Waliłem pięściami w śnieżnobiałą pościel, która nie była niczemu winna... Zamknąłem oczy, a wspomnienia przejęły kontrole nad moim mózgiem, jak zawsze w takich gównianych chwilach.

-Harry! Pada śnieg!- LouLou wrzasnął na cały dom, ciągnąc mnie za sobą do wyjścia. Po drodze zaplątał mnie w ciepły, wełniany szalik i założył zieloną czapkę na moje uszy. Podał mi zimową kurtkę i niczym błyskawica wystrzelił z przytulnego apartamentu na zewnątrz. Wzdrygnąłem się, gdy zimne płatki śnieżnobiałego puchu spoczęły na moich policzkach, ciągle na nowo wlatując przez okno, które swoją drogą było otwarte.
-Przeważnie tak się dzieje zimą BooBear.- zachichotałem przekręcając zamek kluczem, któremu towarzyszył dziwny zgrzyt. Zacząłem szukać wzrokiem rozanielonego przyjaciela, jednak nigdzie nie mogłem go znaleźć. Był taki uroczy.
-Tommo, gdzie ty się znowu podzi...aaaaaaaaa!- wrzasnąłem, gdy poczułem zimno za swoim kołnierzem. Pisnąłem niczym mały szczeniak. Ciężka istotka uwiesiła się na mojej szyi, śmiejąc się wniebogłosy, ze swojego jakże ''genialnego'' wybryku.
-Po co owijałeś mnie w wełniany kokon, skoro miałeś zamiar umieścić za nim to zimne cholerstwo?- nie przepadałem za tą porą roku. O wiele bardziej reflektowałem gorące słońce i zielony krajobraz.
-Przepraszam.- jego głos natychmiast zmarkotniał, za co wymierzyłem sobie mentalnego policzka. Zszedł z moich pleców, stając naprzeciwko mnie.
-Nie, to ja przepraszam, straszny ze mnie idiota...- mruknąłem obejmując jedną ręką jego ramiona. Naciągnął moją czapkę, aż na czoło i uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym swoje białe zęby.
-Nie zgodzę się z tym.- owinął swoją górną kończynę na moich biodrach, ciągnąc mnie w stronę centrum miasta. Obserwowałem jak wystawia język, próbując złapać nim drobinkę zamarzniętej wody, spadającej z nieba. Jego czoło delikatnie się zmarszczyło, gdy niestety nie mógł nic upolować.
-Czy to, aby na pewno ty, jesteś tutaj starszy?- przerwałem jego zabawę prostym pytaniem. Ahh, gdyby ten wzrok mógł zabijać.
-Oh, zamknij się...- mruknął i powrócił do przerwanej czynności. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, chowając wolną dłoń w kieszeni. Uśmiechaliśmy się do przechodniów, którzy spoglądali na nas z zaciekawieniem.
-Może masz ochotę na gorącą czekoladę z bitą śmietaną?- zaproponowałem widząc przed nami malutką kawiarenkę.
-Pewnie, że mam ochotę! Kocham cię, wiesz?- nim zdążyłem wydusić z siebie jakąś odpowiedź, Lou już biegł w kierunku wypatrzonego miejsca, zostawiając mnie daleko w tyle.

Nagle usłyszałem ciche pukanie. Deja vu? Dlaczego ten ktoś po prostu nie wszedł do środka bez uprzedzenia, jak to mieliśmy zawsze w zwyczaju? Nieco zdezorientowany podniosłem się z wygodnego posłania, kierując się w strone dźwięku. Nie myśląc już za wiele, nacisnąłem metalową klamkę. Jasne światło przedostawało się do ciemnego pokoju, przez coraz większą szparę.
-Louis? Co ty tu robisz?- wpatrywał się we mnie, stojąc w progu. Był ostatnią osobą, której się teraz spodziewałem. (KLIKNIJ I CZYTAJ DALEJ)
-Lou?- zamiast odpowiedzi, gwałtownie zmniejszył dystans między nami i mocno zacisnął swoje drobne palce na moich biodrach. Jego rozgrzane wargi z ogromnym impetem zderzyły się z moimi. Zszokowany nie poruszyłem się ani o milimetr. Niezrażony tym Tomlinson zassał moją dolną wargę, pchając mnie w głąb pomieszczenia. Nie mogłem opisać co działo się w moim wnętrzu. Dziwne ciepło rozlało się w mojej klatce piersiowej, kolana coraz bardziej się pode mną uginały... Chciałem się od niego oderwać, mieć jasność sytuacji, która się działa, jednak mi na to nie pozwolił. Przegrany zarzuciłem ramiona na jego szyje i z ogromną zachłannością rzuciłem się na jego malinowe usta. Przycisnąłem jego talię do siebie, chcąc mieć go jeszcze bliżej. LouLou również wziął mnie do mocnego uścisku, nadal pieszcząc moje usta. Delikatnie przejechał po nich językiem, co poskutkowało u mnie intensywnym dreszczem podniecenia. Smakował tak intensywnie i wspaniale, tak... karmelkowo?
-Mhmm...- wydałem z siebie dźwięk aprobaty, gdy zaczął wsuwać do środka moich ust swój ciepły i miękki język. Po prostu się roztapiałem... Sunął nim po moim podniebieniu, badając nawet jego najmniejszy skrawek. Wylądowałem na pościelonym łóżku, przyciśnięty przez umięśnione ciało.
-Czy to się dzieje naprawdę?- szepnąłem, gdy wreszcie udało mi się odrobinę odsunąć. Bałem się, że nagle obudzę się zawiedziony rzeczywistością, która odbiegała daleko od tego, co działo się pomiędzy nami.
-Shhh...- wydał z siebie tylko tyle, głaskając moje rozczochrane loki...
__________________
Wydaje mi się, że trochę schrzaniłam, ale pech... :D Nowy rozdział już niebawem :) 
+ Czy tylko ja mam zawsze wenę w godzinach 20.00-01.00 w nocy? xD I jak tam szkoła?
Całuję mocno i dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, uwielbiam Was :* 
SZABLON ZAWDZIĘCZAM CUDOWNEJ @cacandisx 

niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 10

* Rozdział dedykuję kochanej :**  @x_rainbowlou
*I pozdrawiam mojego wujka D, który zapewne czyta moje opowiadanie. Jeśli tak bardzo lubisz temat o gejach, to spoko :) A tak serio... wychodź z tego bloga, bo nie ręczę za następne rozdziały. [wyjaśnienie dla czytelników- on raczej nie toleruje homoseksualistów, a zobaczył jak otwieram tego bloga i... wiecie]


Bez ustanku, tempo wpatrywałem się w ekran różowego urządzenia. Pamiętam jak Zayn śmiał się z wyboru koloru, którego dokonał LouLou. Chciałbym, żeby nasze życie było takie beztroskie jak jeszcze kilka miesięcy temu... Wszyscy zawsze uśmiechnięci. Nie przejmowaliśmy się tym, co przyniesie nam następny dzień. Żyliśmy chwilą. Teraźniejszością. A teraz? Wszystko się pokomplikowało. Co mógł znaczyć ten sms? Czego Louis nie może zrobić? Jakim ''im''? Czy jego mama miała na myśli zespół? I co ja mam z tym zrobić? Powinienem porozmawiać z właścicielem telefonu? Chyba tak będzie najlepiej. Nie mam już siły. Tyle problemów, a do tego jeszcze moje uczucie do uroczego szatyna. Nie potrafię wyrzucić go ze swojego serca. Chyba nigdy nie uwolnię się od tej platonicznej miłości. Nie ma na to najmniejszych szans. Zawsze chciałem znaleźć w swoim życiu osobę, którą bym pokochał. Jednak wolałbym, aby ta osoba, też darzyła mnie tym piękny uczuciem. Z każdym czułym spojrzeniem, czy gestem ze strony szatyna, czułem niewyobrażalny ból, ponieważ wiedziałem, ze to dla niego nic nie znaczy.

Zrozpaczony przetarłem dłońmi swoją twarz. Czy byłem skazany na wieczną samotność?
Zerwałem się z dotychczasowego miejsca i wolnym krokiem udałem się w stronę kuchni, skąd usłyszałem jakieś dziwne dźwięki... Ostrożnie wszedłem do wspomnianego wcześniej pomieszczenia i jęknąłem widząc jak Zayn i Niall znów próbują sporządzić jakiś ciepły posiłek. Po co biorą się za gotowanie, skoro nie potrafią usmażyć jajecznicy, bez rozbicia wszystkich jajek.
-Co tym razem?- zapytałem z dość dużej odległości od ''kucharzy'', wolałem być od nich oddalony o przynajmniej kilka metrów, gdy szykowali jedzenie.
-Kolacja prosta, ale smaczna. Spaghetti.- wypowiedział dumnie Irlandczyk. Znając życie pewnie spalą makaron... Tak. Spalą.
-Podaj sól.- Zayn zwrócił się do kogoś za moimi plecami. Chcąc dostrzec tą osobę, odwróciłem się do tyłu. To był bardzo zły pomysł. Poczułem jak coś szklanego przelatuje tuż przed moim nosem. Wzdrygnąłem się i odruchowo odskoczyłem, wpadając przy tym na zdezorientowanego Malika. Popchnąłem go niechcący na naszą kuchenkę, na której gotował się sos...
-Nie!- wrzasnął uroczy blondynek i jakby w zwolnionym tempie widziałem go pędzącego w naszą stronę, w celu uratowania kulinarnego dzieła. W ostatniej chwili złapał naczynie, a ja razem z poszkodowanym przyjacielem upadłem z ogromnym hukiem na podłogę.
-Ał...- jęknął pode mną chłopak z quiffem.
-Przepraszam stary. Liam, nie mogłeś mu normalnie podać tej soli? Ughh, musiałeś sprawdzić ziemską grawitacje, tak?- zapytałem lekko zdenerwowany, wpatrując się w rozbitą solniczkę. Li uśmiechnął się do nas przepraszająco i wyciągnął dłoń, żeby pomóc nam wstać.
-Uff, sos jest cały!- Niall z ogromnym uśmiechem nabrał na palec odrobinę zawartości naczynia i włożył go do ust.
-O Hazzę i mojego Zi się nie martwisz?- ''mojego''. Chyba komuś coś wymsknęło się z ust.
-Tak Niall! Co ze mną i facetem Liama?- osoba odpowiedzialna za nasz upadek natychmiast pobladła i wpatrywała się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
-Nie jesteśmy razem Harry.- wyjaśnił, gdy stałem już na własnych nogach. Spojrzałem całkiem zaskoczony na mulata, który nerwowo bawił się dłońmi i zawzięcie unikał mojego wzroku. Co jest grane?
-To prawda. Między nami nic nie ma.- dopiero teraz zorientowałem się, że wstrzymywałem swój oddech. Wypuściłem powietrze z płuc, któremu towarzyszył głuchy świst i zagubiony wplątałem palce w swoje loki. To był mój odruch, pozwalający nieco się rozluźnić. Louis zawsze niecnie wykorzystywał przeciwko mnie tę drobną słabość, gdy byłem na niego zły.
-Jak to? Widziałem was...- nie dawałem za wygraną. Od kiedy to przyjaciele się obmacują? I to do tego TAK obmacują.
-Zostawmy ten temat Curly, nie ma o czym gadać.- mruknął Daddy. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałem się na zmianę w Zayna i Liama. Byli zmieszani, ale ich słowa brzmiały szczerze. Nic z tego nie rozumiałem. Zacząłem szukać u Nialla jakiejś pomocy, ale zdawało się, że wiedział równie tyle, co ja.
-Makaron jest już gotowy! Nie mogę uwierzyć, że udało nam się coś ugotować!- krzyknął podekscytowany Horan. Wiedziałem, że chciał po prostu rozluźnić atmosferę, ale i tak jeszcze powrócę do sprawy Ziama. Zrobię moim podejrzanym przesłuchanie, które zapamiętają do końca życia.
-Miejmy nadzieję, że się nie otrujemy.- zachichotałem cicho. Twarz głodomorka natychmiast wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie.
-Jeszcze zobaczysz! Będziesz błagał o dokładkę.- potarł swoje dłonie, szczerząc się jak głupek. Kochałem tych idiotów. Ostrożnie zdjął z gazu makaron, który o dziwo wyglądał na jadalny. Nagle dom przeszył ogromny trzask zamykanych się drzwi. Wystraszony tak głośnym i nagłym odgłosem, aż podskoczyłem.
-Niall!- wrzasnął wkurzony muzułmanin. Irlandczyk leżał na podłodze, a wokół niego wszędzie pałętał się makaron. Wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem i za nic nie mogłem się uspokoić.
-To nie jest śmieszne! Znowu trzeba zamówić pizzę, a ja tak się starałem z tym spaghetti.- oznajmił smutny.
-Nie przejmuj się.- poklepałem go po ramieniu i poczochrałem jego blond czuprynę. Wiedziałem, że coś się schrzani, jeśli chodzi o naszą kolację. Uklęknąłem i zacząłem zbierać porozrzucany pokarm.
-Kurwa!- usłyszałem bardzo głośny krzyk mojego Louisa. Zdziwiony podniosłem wzrok i zauważyłem delikatnie mówiąc zdenerwowanego Tomlinsona, który szarpał kosmyki swoich włosów. Nigdy nie słyszałem tylu przekleństw, które jak pociski gwałtownie wylatywały teraz z jego słodkich i łagodnych ust. Wszyscy w szoku wpatrywaliśmy się w BooBeara, który przeszedł przez kuchnię, kopiąc po drodze kosz na śmieci. Co mogło się stać? W tym momencie nie potrafiłem wydusić z siebie żadnych słów. Lou już po chwili zniknął w swoim pokoju, nawet się z nami nie witając. Przerażony zerknąłem na resztę towarzystwa, która wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Chyba mamy problem.- wyjąkał cicho Ni, który wybudził mnie z dziwnego transu. Nie zastanawiając się dłużej nad tym co miałem zamiar zrobić, pognałem do pokoju, w którym zniknął Tommo. Z impetem otworzyłem drewniane drzwi i wpadłem do pomieszczenia, gdzie spędziłem niedawno część popołudnia. Widok, który zastałem był straszny. Załamany nastolatek, a raczej już mężczyzna, zrzucał ze swoich półek dosłownie wszystko. Nigdy, ale to przenigdy nie widziałem go w takim stanie. Byłem przerażony.
-Hej, spokojnie. Shhh... Uspokój się Louis.- ostrożnie do niego podszedłem i chwyciłem za ręce, które natychmiast wyrwał. Opadł bezsilnie na łóżko i nie mógł złapać powietrza. Jego szczęka była zaciśnięta, tak samo jak pięści.
-Jest dobrze, oddychaj głęboko.- usiadłem obok niego i ostrożnie przejechałem kciukiem po jego czole, na którym zbierały się kropelki potu. Co go tak rozwścieczyło? Zakrył lazurowe tęczówki swoimi powiekami, na których znajdowały się cudowne rzęsy. Wydawało mi się, że coś zmieniło się w jego wyglądzie, jednak nie mogłem rozszyfrować, co to było. Trwałem przy jego boku kilkanaście minut, obserwując, jak jego ciało stopniowo się rozluźnia. Po jakimś czasie odchrząknął, chcąc najwyraźniej oczyścić swoje gardło.
-Już dobrze?- w odpowiedzi prawie niezauważalnie kiwnął twierdząco głową i otworzył cudowne oczy. Zamarłem. Wiedziałem już co się zmieniło. Jego źrenice były rozszerzone, a białka delikatnie przekrwione. Może płakał?
-Co się stało z twoimi oczami?- zapytałem zmartwiony, na co natychmiast zamknął je z powrotem. Omiotłem wzrokiem całe pomieszczenie. Będzie dużo do sprzątania...
-Nic, chyba je zatarłem.- miał głos całkowicie pozbawiony jakichkolwiek emocji. Czułem, jakbym rozmawiał z jakimś robotem. Bear bardzo dziwnie się zachowywał. Przecież jeszcze dzisiaj rano wyglądał całkiem normalnie.
-Gdzie byłeś?- zapewne miejsce, w którym przebywał ostatnie dwie godziny tak na niego wpłynęło. Tylko co to było za miejsce?
-Przejść się. Potrzebowałem trochę spokoju.- kłamał. Wiem kiedy kłamie. Gdy to robi jego wskazujący palec zawsze lekko się ugina. Taki drobny szczegół, a tyle dzięki niemu można się dowiedzieć. Chciałem już zapytać, dlaczego zataja przede mną prawdę, gdy usłyszeliśmy tak dobrze znany mi dźwięk. Nowa wiadomość w komórce mojego najlepszego przyjaciela. Telefon zostawiłem pod poduszką... Zapomniałem odłożyć go na miejsce. Wyraźnie zdziwiony chłopak, sięgnął po swoją własność i zerknął na wyświetlacz. Siedziałem jak na szpilkach, ponieważ doskonale zdawałem sobie sprawę, iż łatwo zorientuje się, że ktoś czytał jego wiadomości. Tak jak myślałem. Na jego twarzy pojawiła się zmarszczka.
-Kto przeglądał moją korespondencje?- i co ja mam teraz zrobić?
-To ty?- znów zacisnął swoje pięści... Nerwy powróciły.
-Co oznacza sms od twojej mamy?- walnąłem prosto z mostu. Szeroko otworzył usta i jęknął. Już po chwili ogromną siłą cisnął telefonem w ścianę. Wzdrygnąłem się na dźwięk roztrzaskującego się Iphona. Spuściłem swój wzrok i zacząłem zawzięcie skubać skrawek swojej koszuli.
-Wyjdź.- powiedział szorstko. Zachowywał się okropnie. Dlaczego tak gwałtownie zmieniał dzisiaj swoje zachowanie?
-Powiedziałem, WYJDŹ!- Gdy nie zauważył z mojej strony żadnej reakcji, po prostu mocno chwycił mnie za ramię i wypchnął ze swojego pokoju, zamykając drzwi na klucz. Stałem w miejscu kilkanaście sekund, nie wierząc w to co właśnie się stało. Miałem przed oczami jego rozszerzone i rozwścieczone źrenice. Coś było nie tak. Odwróciłem się na pięcie, dostrzegając tuż przed sobą resztę zespołu. Na pewno wszystko słyszeli.
-Niall miał racje. Mamy problem.- mruknąłem osuwając się po drzwiach na zimną podłogę.
_____________
Proszę: 10 rozdział. Wydaje mi się nudny, ale zapewniam, że w 11 rozdziale będzie się działo xD
I... PRZEPRASZAM, ale przynajmniej do połowy sierpnia nie będzie rozdziału. Mam w domu remont i niestety odłączają mi internet. Nie wiem kiedy będę miała go z powrotem, ale mam nadzieje, ze niebawem. Na wczasach nie pisałam rozdziałów, bo było pełno kuzynek, krzyki i cały czas się coś działo(jak byłam w górach). Teraz na czas tego gównianego remontu jadę do rodziny i zważając na to, że jest nią dziadek i babcia będzie raczej spokojnie :D Brak internetu+ dziadek i babcia= dużo rozdziałów w zeszycie (ewentualnie w laptopie jak wezmę, ale internet mam wi-fi więc nic z tego, żebym dodała posta)
Jeszcze raz bardzo przepraszam. Czekajcie na mega dopracowany i pełen emocji rozdział 11 xD (dobra... lepiej nie zapeszać, bo jeszcze mi nie wyjdzie)
* Nawet nie będę miała jak zobaczyć ile jest komentarzy pod tym rozdziałem bo tata ma zamiar wyłączyć neta lada moment (czekał tylko jak dodam rozdział)
Pozdrawiam i przepraszam za błędy, ale pisałam trochę w pośpiechu.
MAM NADZIEJĘ, ŻE ZASKOCZYCIE MNIE ILOŚCIĄ KOMENTARZY, a jak wrócę do was z nowym rozdziałem będę miała z tego powodu zaciesz :)
+I ogromnie dziękuje za te 15 komentarzy pod 9 rozdz. Kocham was :)

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 9


Gdy moje powieki uniosły się ponownie, otaczała mnie ciemność. Podniosłem się do pozycji siedzącej i głęboko westchnąłem. W pomieszczeniu było bardzo duszno. Ku mojemu zdziwieniu znajdowałem się w swoim łóżku. Widocznie, gdy znów zasnąłem Lou lub Niall przeniósł mnie do mojego pokoju. Wyciągnąłem dłoń w kierunku nocnej szafki, aby dorwać się do swojego Iphona. Czym prędzej odblokowałem ekran i spojrzałem na wyświetlacz. Była czwarta nad ranem. Zsunąłem z siebie miękką kołdrę i wstałem, aby otworzyć okno. Gdy tylko to zrobiłem, moją twarz otuliło rześkie powietrze. Miałem już wracać do łóżka, lecz coś przykuło moją uwagę. Mianowicie, były to ciche chichoty... Na skraju naszego basenu siedział Liam wraz z Zaynem. Widziałem tylko zarysy ich sylwetek, ponieważ słońce dopiero pokazywało się na horyzoncie. Ich nagie stopy splatały się ze sobą pod wodą, która rozpryskiwała się pod wpływem gwałtownych ruchów.
-Ciekawe, bardzo ciekawe...- szepnąłem sam do siebie. Wyglądali na trzeźwych, co było dziwne z racji tego, że byli w klubie.
Przetarłem swoje zaspane oczy i postanowiłem przerwać im tę radosną sielankę. Otwierałem usta, aby coś krzyknąć, ale zamarłem. Stałem jak słup i chyba zapomniałem jak się oddycha.
-To niemożliwe.-powtarzałem w kółko pod nosem. W tamtym momencie nie mogłem ruszyć nawet palcem. Może jeszcze śpię? Tak, na pewno śpię. Bo nie, nie, nie, nie, to przecież niemożliwe, żeby moi kumple całowali się namiętnie przed naszym domem. Może dosypali coś do popcornu, którym zajadałem się z Louisem i teraz mam jakieś omamy? Wytrzeszczałem oczy i nie wiedziałem czy mam uciec, czy dalej oglądać, to co działo się przede mną. Byłem świadkiem gry wstępnej dwóch facetów. Heteryków. Liama i Zayna. Malika i Payne'a. Co tu się kurwa dzieje?

Czym prędzej wybiegłem ze swojego własnego kąta i niczym huragan wpadłem do pokoju Louisa. Nie zastanawiając się dłużej, skoczyłem na niego i zacząłem szarpać za ramię.
-Boo! Booooo! Obudź się!- wrzeszczałem do jego ucha, nie dając za wygraną.
-Mhmm...-jęknął i lekko się poruszył.
-Musisz natychmiast się obudzić. Chyba dosypali coś do popcornu. Mam jakieś schizy! Właśnie byłem świadkiem gejowskiej gry wstępnej z udziałem Liama i Zayna! Louis! Wstawaj!- chwyciłem za róg poduszki i brutalnie wyrwałem ją spod głowy przyjaciela.
-Czego chcesz. Jest środek nocy.... Jakie schizy. Nie moja wina, że się czegoś naćpałeś.- ponownie zakopał się w pościeli.
-Co? Gry wstępnej?!- gdy po chwili dotarł do niego sens mojej wypowiedzi, zerwał się na równe nogi, a jego oczy wpatrywały się we mnie z ogromnym szokiem. Roześmiałem się, widząc jego bezcenną minę. Wyglądał, jakby właśnie zjadł cytrynę.
-Żartujesz, prawda?- zapytał, poprawiając sobie przy tym rozczochrane włosy. Był w samych bokserkach, które zdobiły niebieskie misie. Wyglądał słodko. Zaspane oczka i rozmierzwiona fryzura odejmowały mu lat. W tamtym momencie miałem ochotę bardzo mocno go do siebie przytulić i nigdy nie puszczać. Zresztą. W jakim momencie nie miałem na to ochoty? Ogromnie zazdroszczę jego przyszłej żonie.
Chwyciłem go za nadgarstek i pociągnąłem w stronę swojej sypialni. Bez ogródek, po prostu popchnąłem go do otwartego okna i wskazałem palcem przytulającą się parę... Czułem, jak głęboko nabiera powietrze. Nigdy, przenigdy nie spodziewałem się zastać kiedykolwiek takiego widoku...
-Przecież to... ja... oni... Przecież....- jąkał się, zapewne próbując złożyć jakieś logiczne zdanie.
-Więc.-zacząłem, a szatyn przeniósł na mnie swój zszokowany wzrok.
-Jak myślisz, to ten popcorn?
***
Przyczaiłem się w progu naszego salonu i obserwowałem naszego Ziama. Nie wykazywali sobą nadmiernego zainteresowania. Po prostu siedzieli przed telewizorem i wspólnie oglądali jakiś kiepski serial. Cały czas miałem przed oczami sytuacje, której byłem świadkiem ostatniej nocy. Albo raczej poranka. Postanowiliśmy z Louisem zostawić tą sprawę samą sobie. Co ma być to będzie... Ale... No właśnie. Jest ''ale''. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że oni mogliby być ze sobą razem. Powiedzieliby nam, prawda? Nad naszym zespołem cały czas wiszą jakieś tajemnice.
-Dlaczego od trzech godzin bacznie się nam przyglądasz, Styles?- Li odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem.
-Nudzi mi się.- powiedziałem to, co pierwsze przyszło mi do głowy. Później nikt już się nie odezwał.
***
-Dobra. Powiedzcie co jest grane. Mam dość natarczywych spojrzeń z waszej strony.- odezwał się Zayn, gdy znajdowaliśmy się w Nandos. Oczywiście Niall zaciągnął nas tam na obiad. On przez cały czas, zdezorientowany spoglądał to na mnie i Lou, to na naszą słodką parkę. Parkę... Słodką... Nie wierze. Zajadałem się frytkami i wymownie spoglądałem na BooBeara. W końcu Tommo wypuścił z hukiem widelec i przetarł twarz swoimi dłońmi.
-Nie macie nam czasem czegoś do powiedzenia?- zapytał wskazując na naszych podejrzanych. Payne natychmiast podniósł wzrok i gorzko zachichotał.
-A ty Louis?- odpowiedział i ciskał w niego gromem. Racja. Z tego wszystkiego zapomniałem o sprawie z listem. W powietrzu bez trudności można było wyczuć napiętą atmosferę.
-Dobra, chłopaki. Uspokójcie się. Może ktoś wreszcie wyjaśni mi o co tutaj chodzi?- Irlandczyk nareszcie wtrącił się do rozmowy.
-No nie wiem, zapytaj naszego Ziama.- nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że ta kłótnia miała jakieś większe znaczenie. Jakbym o czymś nie wiedział, nie licząc tej dziwnej sprawy z Bearem i Maynem.
-A może lepiej zagłębmy się w sprawę naszego najstarszego członka, cudownego zespołu One Direction, hmm?- Malik rzucał ironią gdzie się da. Bez wątpienia we wszystkim się pogubiłem.
-Zamknij się.- syknął chłopak siedzący obok mnie.
***
Wszyscy zachowywali się tak, jakby sprzeczka w restauracji wcale nie miała miejsca. Wróciliśmy do domu i każdy zajął się swoimi sprawami. LouLou wyszedł gdzieś bez słowa, a ja leżałem w jego łóżku i znudzony podrzucałem piłkę do koszykówki. Zastanawiałem się nad wszystkim co zdarzyło się do tej pory. Dziwna rozmowa podczas mojego ''snu''. Sprawa z Zaynem i Liamem. Co się z nami dzieje? Czuje, jakbyśmy wszyscy powoli się od siebie oddalali.

Nagle usłyszałem dźwięk telefonu, oznajmiający nową wiadomość tekstową. Widocznie właściciel miękkiego posłania na którym się wylegiwałem, nie zabrał ze sobą swojego urządzenia. Próbując pozbyć się wyrzutów sumienia, chwyciłem w dłoń różowego Iphona. Odblokowałem ekran i szybko wszedłem w skrzynkę odbiorczą: jedna nieodebrana wiadomość od ''Mama''. Wiedziałem, że nie powinienem naruszać jego prywatności, ale coś kazało mi przeczytać tego SMS-a.


''Louis. Dziecko, błagam cię. Przemyśl to jeszcze. Nie możesz im tego zrobić, przecież wszyscy ci pomożemy. Zastanów się.''
 
___________________
Więc jest 9 rozdział :) Napisałam go odrobinę innym stylem niż poprzednie. Nie wiem czy wam on pasuje...
Najpierw chciałabym OGROMNIE podziękować za te 12 komentarzy. Nie macie pojęcia, jak skakałam po pokoju i cieszyłam się, że ktoś czyta moje wypociny :D Gęba cały czas cieszy mi się z komentarzy i  31 osób, które zagłosowało w ankiecie ''Czy czytasz moje opowiadanie''. Na prawdę OGROMNIE DZIĘKUJĘ. Kocham Was ♥
Niestety żegnam się z wami na 2 tygodnie. Raczej nie będę miała dostępu do internetu, jak wcześniej wspominałam. Ale będę pisała nowe rozdziały w zeszycie, więc jak przyjadę to Was nimi zasypię :)
+ Gorąco polecam CUDOWNE opowiadanie o Larrym, które skradło moje serce :) Gwarantuje Wam, że bardzo Was ono wciągnie <33 http://larrystylinsonstoryxz.blogspot.com/2013/04/prolog_22.html
 
Pozdrawiam i proszę o komentarz. (to na prawdę motywuje ♥)
Następne rozdziały pojawią się pod koniec lipca.
 

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 8

Siedzieliśmy w salonie na kanapie, a nasze oczy tępo wpatrywały się w plazmowy telewizor, na którym odtwarzany był film ''Prometeusz''. Louis był wielkim fanem science fiction, więc nie było mowy, aby mógł przegapić nowe dzieło Ridley'a Scotta. Szczerze mówiąc nie bardzo interesowało mnie to, co widniało na ekranie. Dużo ciekawszym obiektem do obserwowania był dla mnie BooBear, jednak musiałem zachować jakieś pozory normalności. Więc od czasu do czasu spoglądałem na film, w którym... Szukali kosmitów na jakiejś planecie?
Odkąd wyskoczyłem z tą ''szczerą wypowiedzią'', nikt nie odezwał się, ani słowem. LouLou po prostu spojrzał na mnie wtedy z dziwnym wyrazem twarzy... i opuścił kuchnie. Jak się potem okazało, poszedł po płytę.
-Chyba za bardzo cię to nie interesuje, hmm?- Tommo szturchnął moje ramię i wskazał palcem na ekran. Oto jego pierwsze słowa, po godzinie nieustannego milczenia. Wzruszyłem ramionami i ziewnąłem.
-Jestem trochę zmęczony. Nie wyspałem się w nocy.- po części była to prawda. Czułem, że mogłem po prostu paść plackiem i nie wstawać z ziemi w najbliższym czasie. Przeciągnąłem się i skuliłem w kłębek, przymykając swoje powieki.
-Ughh... Choć tu.- mruknął i jednym sprawnym ruchem przyciągnął mnie do siebie. Poklepał dłonią swoje kolana i wygodnie się oparł. Z ogromnym uśmiechem na twarzy, ułożyłem głowę na udach przyjaciela i cichuteńko westchnąłem. Zapach Louisa otulił całą moją postać, a mi jak najbardziej to odpowiadało. Cynamon i jabłka... Nie mogę rozszyfrować, jak to możliwe, że on pachnie tak cudownie. W pewnym momencie, poczułem jak jakiś materiał okrywa moje plecy.
-To koc.- odpowiedź na niezadane pytanie? Czasami zastanawiam się, czy on nie ma jakiegoś daru czytania ludziom w myślach. Palce Lou natychmiast znalazły sobie wygodne miejsce w moich lokach i mierzwiły je z uczuciem. Obdarowywany takimi pieszczotami, zasnę baaardzo szybko.
-Śpij Curly.- przyciszył telewizor i... delikatnie pocałował mnie w głowę. Już wcześniej zdarzało nam się ofiarowywać sobie nawzajem takie czułości, ale teraz czułem się inaczej. Nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu czułem się... kochany?
***
Ze snu zbudził mnie trzask frontowych drzwi. Lekko uchyliłem swoje powieki, lecz tak szybko jak to zrobiłem, tak szybko zamknąłem je z powrotem. Usłyszałem kroki, które zdawały się być coraz głośniejsze. Co dziwne, należały one raczej do jednej osoby.
-Ciii... Hazza zasnął.-szepnął nade mną mój skarb. Nie spałem... ale nikt nie musiał przecież o tym wiedzieć. Poza tym, było mi bardzo wygodnie.
-Okej. Ale z niego śpioch, hmm?- to był głos Nialla.
-Ostatnie wydarzenia najwyraźniej trochę go wykończyły. Gdzie Liam i Zayn?- no właśnie... Dlaczego nie ma tu reszty chłopców?
-Nasz Bad Boy wyciągnął Li do klubu... nocnego. Rozumiesz to?! Naszego grzecznego Payne. Ja nie wiem co się dzieje ostatnio na tym świecie. Teraz chyba już nic mnie nie zaskoczy. Co ja plotę, lepiej nie kusić losu. Wiesz co mam na myśli? Nie wiesz?- blondyn zaczął się plątać. Biedny, często mu się to zdarza, ale taki już jego urok.
-Wiem co masz na myśli.- w pomieszczeniu rozbrzmiał cichy chichot. Uwielbiałem cały nasz zespół. Nie chcę wiedzieć, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie poznał tych zwariowanych oszołomów.
-Więc? Jak spędziliście to urocze popołudnie?- podłoże pode mną się ugięło, więc Horan zapewne usiadł obok nas na kanapie.
-Film... Krótka rozmowa... Film....- podsumował Tomlinson. Jego głos był jakiś taki smutny, ale może tylko mi się wydaje?
-Czy w tej rozmowie powiedziałeś mu pewną ważną rzecz?- ważną rzecz? O czym on do cholery mówi?
-Nie.- jęknął szatyn i westchnął. Żałowałem, że nie mogłem zobaczyć wyrazu jego twarzy.
-Wiesz, że w końcu będziesz musiał to zrobić? Nie rozumiem cię. Miałeś pretensje do Curly'ego, że ukrywał przed tobą swoją orientacje. Ty wcale nie jesteś lepszy. Zatajasz przed nim, równie ważną rzecz. Przepraszam, ona jest raczej ważniejsza.- o co chodzi? Dlaczego zawsze dowiaduje się o wszystkim ostatni? Błagałem w myślach, żeby wspomnieli bardziej szczegółowo o ''tej rzeczy''. Co Louis mógł przede mną zatajać? Przecież sam chciał, żebyśmy już zawsze zwierzali się sobie ze wszystkiego. A teraz? Zmienił zdanie?
-Niall. Wiesz, że to nie to samo.
-Bezsensowne usprawiedliwienie. Ja, Malik i Daddy nadal byśmy nic o tym nie wiedzieli, gdybym nie zobaczył tego listu.- jakiego... Co tu się dzieje?
-Którego nie powinieneś otwierać. To tylko i wyłącznie moja sprawa.- Boo był trochę zirytowany. Zacisnął pięść na moich włosach i głęboko oddychał.
-Mylisz się. Jesteśmy dla ciebie przyjaciółmi. Rodziną. Szczególnie Harry powinien widzieć, że...
-Koniec! Proszę cię. Przestań.- Boże. Louis. Czy on płakał? Jeśli ON płacze, to naprawdę musi być źle. Jego samotna łza spadła na mój policzek i zsunęła się po nim, aż natrafiła na materiał jeansów swojego właściciela. Tak bardzo chciałem go przytulić, ale jakaś dziwna siła trzymała mnie w bezruchu. Do mych uszów dobiegał szloch. Bałem się o mojego Louisa.
-Nie płacz. Przepraszam. Po prostu się martwię.- Ni brzmiał naprawdę rozpaczliwie. Ten Niall, zawsze wesoły i rozbrykany chłoptaś. Nie wiedziałem co miałem zrobić w najbliższym czasie. Zaczekać, aż najlepszy przyjaciel powie mi, to coś? Czy może delikatnie go o to podpytać? Przez kilkanaście minut nie słyszałem już nic, oprócz naszych trzech oddechów i cichego pochlipywania Beara. Jeśli chodzi o tą tajemnice, nic nie mogło przyjść mi do głowy, chociaż bardzo starałem się jakoś skojarzyć fakty. Jedynym tropem był list. Co strasznego może zawierać kartka papieru? 
______________________________________
UWAGA! Rozdział jest troszkę krótki, ALE mam zamiar do 10.07 dodać jeszcze dwa dłuższe rozdziały(jednak wole nic nie obiecywać), ponieważ 10 jadę na dwa tygodnie w góry. (zabieram ze sobą zeszyt i będę pisała dalsze rozdziały, więc jak wrócę będziecie mieli dużo do czytania)
CHOCIAŻ możliwe jest, że dodam coś będąc w tych górach.  Tak czy siak nie zapomnę o blogu :) 
+ Przypominam: Kto chcę być informowany o nowych rozdziałach na Twitterze, niech w komentarzu zostawi swoją nazwe. 
++Na prawdę jest was, aż 27?! :O Proszę skomentujcie chociaż krótko ten rozdział, lub kliknijcie w reakcje. Chciałabym zobaczyć ile osób przeczytało tą notkę :)  
 Jak wam mijają wakacje? Co według was będzie zawierał ten list? Całuje mocnoo :***

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 7


Obładowani do granic możliwości wpadliśmy do środka naszego mieszkania. Dyszałem jak jakiś pies, naprawdę!
-Niall! Ostatni! Powtarzam... Ostatni, ostatni, ostatni, ostatni...- kontynuowałbym dalej, ale zostałem zdzielony po głowie przez Boo.
-Hazza chciał powiedzieć, że nigdy więcej nie obierzemy kierunku: sklep. Czy ty zbierasz zimowe zapasy mały Leprechaunie?!- zanieśliśmy zakupy do kuchni po drodze ściągając buty, które znalazły się w jakimś zapomnianym przez świat kącie. Zdezorientowany rozejrzałem się po przytulnym pomieszczeniu nie dostrzegając żywej duszy.
-Niall, Zayn, Liam! Jesteście w domu?- krzyknąłem tak głośno, że Tommo zasłonił uszy kuląc się przy tym. Chyba stałem trochę za blisko...
-Chcesz, żebym stracił słuch?- jęknął rozmasowując sobie zranione narządy. Cokolwiek by nie zrobił wygląda taaaaak seksownie. Serio? Teraz o tym myślę?
-Przepraszam?- wyjąkałem, przybierając postać niewinnego chłopczyka.
-Ehh... Chyba ich nie ma. Ciekawe gdzie się podziali. A jak coś się stało?- jak zwykle czarne myśli Beara musiały ujrzeć światło dzienne. Jest bardzo zwariowanym i wesołym facetem, ale jeśli chodziło o bliskich to... Delikatnie mówiąc ma świra na punkcie ich bezpieczeństwa. Opadłem na drewniane krzesło przy stole śledząc wzrokiem przyjaciela, który zrobił dokładnie to samo.
-Przestań snuć domysły. Po prostu do nich zadzwońmy.- mój towarzysz zaczął grzebać w swojej kieszeni, aby po chwili wyciągnąć z niej Iphona. Spojrzał na wyświetlacz i położył głowę na stole.
-Telefon mi padł... Sprawdź swój.- teraz to ja zaatakowałem swoje jeansy, aby znaleźć urządzenie. Spokojnie odblokowałem ekran i zamarłem, gdy zobaczyłem trzydzieści sześć nieodebranych połączeń i dziewięć SMS-ów. Wplotłem palce w swoje loki, a moje oczy natychmiast się rozszerzyły.
-Opss... Delikatnie mówiąc, mamy przerąbane.- Louis czym prędzej wyrwał mi z rąk moją własność i widząc, to co ja sekundę temu gwałtownie nabrał powietrza do płuc.
-Taak... Zgadza się. Właściwie po co wyciszyłeś telefon?- zapytał delikatnie i zaczął grzebać w moich kontaktach. Przysunąłem się na tyle blisko niego, że stykaliśmy się ramionami, a ja mogłem śledzić jego poczynania. Czym prędzej wybrał numer Liama i dał na ''głośno mówiący''.
-Harry! Gdzie wy do cholery jasnej jesteście! Dzwoniliśmy do ciebie chyba milion razy! I dlaczego Louis wyłączył telefon?!- na wstępie usłyszeliśmy krzyki Payne'a. Jeśli on jest wkurzony, to naprawdę mamy przechlapane...
-Miłe powitanie. Tak w ogóle mówi Tommo, słuchaj przepraszamy! Mi padł fon, a Hazza miał go wyciszonego. Aktualnie jesteśmy w domu. Stało się coś? Czemu was tu nie ma?- szatyn próbował odrobinę uspokoić naszego Daddy'ego.
-Jezu... Słuchaj, jesteśmy u Simona. Nie musicie już przyjeżdżać, poradzimy sobie. Omówimy parę koncertów, wywiadów i wracamy do was. Ile można siedzieć w sklepie?!- czy Li naprawdę nie wie jak kończą się zakupy dla Irlandczyka? Niech następnym razem on je zrobi to zobaczy...
-Jeśli chodzi o żarełko dla naszego głodomorka, to naprawdę godzinami... O której będziecie?- wtrąciłem się do rozmowy, chcąc wiedzieć ile czasu spędzę sam na sam z najlepszym przyjacielem.
-Ooo Harreh. Hmm... Za trzy godzinki? Teraz jest piętnasta, to jakoś tak po osiemnastej. Uważajcie na siebie. Muszę kończyć, bay!- pożegnaliśmy się krótkimi zwrotami i wybuchnęliśmy śmiechem.
-No to zrobiliśmy sobie wolne popołudnie.- usłyszałem zdanie pomiędzy napadami naszej głupawki. Mając u boku LouLou nie potrzebowałem niczego więcej do szczęścia. Uwielbiam jego uśmiech. Te iskierki w oczach, gdy jest czymś rozbawiony lub po prostu ma dobry dzień. Oparty na łokciu śledziłem teraz każdy jego ruch. Wyszczerzyłem się widząc, jak usiłuje zgarnąć na bok swoją grzywkę, która zasłania mu oczy. Miał teraz prawie tak samo długie włosy, jak w X-Factorze. Posiadał też głębokie, błękitne tęczówki... Dostrzegłem nawet maleńkie piegi na nosie, które dodawały mu uroku. Do tego te nieziemskie usta, które tak bardzo chciałbym pieścić swoimi.
-Dlaczego tak mi się przyglądasz?- natychmiast odwróciłem wzrok. Mogłem się założyć, że moje policzki zdobił teraz szkarłatny kolor. Co miałem odpowiedzieć? ''Bo jesteś najprzystojniejszy na tym świecie i marzę o tym, aby cie pocałować.''? Nie, to nie wchodziło w grę.
-Co będziemy robić? Filmy? Może gdzieś się przejdziemy? Zróbmy spóźniony obiad!- czym prędzej zmieniłem temat i wstałem, żeby poszukać czegoś , z czego można by było sporządzić ciepły posiłek. Grzebałem w lodówce, dopóki nie poczułem uścisku na swoim biodrze. Czy on chce mnie doprowadzić do zawału serca?
-Zmieniasz temat.- cały się spiąłem, czując gorący oddech, muskający moją szyje. Trzasnąłem lodówką i uwolniłem się z przyjemnego, aczkolwiek niebezpiecznego uścisku. Niebezpiecznego z racji tego, iż jeszcze trochę, a brałbym Louisa na stole... Dlaczego on musi tak na mnie działać?! Spokojnie. To przyjaciel. P r z y j a c i e l. Nie mogę tak o nim myśleć. Nie mogę! Ughh... Dlaczego mój mózg nigdy mnie nie słucha?!
-Bo jestem gło...
-No proszę cię, nie wkręcaj mi kitów. W powrotnej drodze zeżarliśmy Niallowi pączki.- czy on na prawdę jest taki głupi, czy ze mną pogrywa? Dobrze, chce żebym nie wciskał mu ciemnoty? Sprawa załatwiona.
-Okej. Wgapiałem się w twoją osóbkę, jak w obrazek ponieważ mam na ciebie cholerną ochotę. To jak zagryzasz wargi doprowadza mnie do szału. Ilekroć włosy zasłaniają ci widok, pragnę wplątać w nie palce i odgarnąć z czoła. Jeśli nie będziesz trzymał się w tej chwili z daleka, nie mogę ci zagwarantować, że wyjdziesz z tego bez szwanku. Więc cofnij się i poszukaj lepiej jakiegoś fajnego filmu, zanim się na ciebie rzucę. Za ten czas przygotuję popcorn i postaram się ogarnąć swój umysł pełen sprośnych fantazji. Chciałeś, abym był szczery? Proszę bardzo. Jeszcze coś?- odepchnąłem go lekko i zachichotałem z własnej głupoty. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to powiedziałem. I to ze stoickim spokojem! Jestem idiotą.
_________________________________________
Przepraszam, że taki krótki rozdział. Teraz sprawy organizacyjne. Jak widzicie jest nowy wygląd bloga. Więc hmm... Nie za ''mrocznie''? :D Linki do wszystkich rozdziałów macie w zakładce ''rozdziały''. Jest też inna zakładka ''informowani''. Proszę dodawać w komentarzach swoje nazwy Twittera, jeśli chcecie być na nim powiadamiani o nowych rozdziałach. (wtedy wasza nazwa pojawi się we wspomnianej zakładce)
Dziękuje za to, że jesteście :* (o ile ktoś tu jeszcze jest)
+ Proszę o chociaż krótki komentarz :)

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 6


Czułem, że on za mną pójdzie, lecz miałem cichą nadzieję, że odpuści. Nagle jak spod ziemi wyrosła przede mną całkiem ładna, niebieskooka blondynka. Gdybym był hetero, od razu bym się za nią zabrał. Chociaż wygląd to nie wszystko...
-Cześć! Mogę prosić o autograf? Jestem ogromną fanką zespołu.- na pierwszy rzut oka, mogłem zauważyć, że jest nieśmiała. Uśmiechnąłem się do niej i przytaknąłem.
-Czy to Louis?- zapytała, gdy poczułem dłoń na ramieniu. Jego dotyk przyniósł ze sobą przyjemny dreszcz.
-Tak, we własnej osobie. Witaj słońce. Dla kogo autograf?- jak zwykle miły dla naszych Directioners. Zastanawiam się skąd on ma w sobie tyle energii? Zawsze pełen życia, wszędzie go pełno...
-Jestem Megan. Nie mogę uwierzyć, że was spotkałam. Jesteście słodcy.- wskazała na nas nieśmiało, a na moim czole pojawiła się zmarszczka. Na prawdę? Shipperka Larry'ego? Akurat teraz?
-Taak... słodcy.- powtórzyłem słowa dziewczyny i nabazgrałem coś z dedykacją w jej zeszycie. To samo uczynił Tommo, ale oczywiście dorysował marchewkę. W video diary wypaplał, że ''lubi dziewczyny, które jedzą marchewki'' i tak to się teraz za nim ciągnie. Najstarszy członek One Direction: marchewkowy potworek.
-Mogę o coś zapytać?- oddaliśmy jej notatnik i czekaliśmy, aż zacznie mówić dalej.
-Jesteście ze sobą? W sensie, że jako para...- zamarłem. Dlaczego wszystko musi mi przypominać o tym idiotycznym uczuciu?! Chciałbym być normalny.
-Nie, nie jesteśmy. Ale powiem ci coś w tajemnicy.- przybliżyłem się do zdezorientowanej blondynki i nachyliłem nad jej uchem.
-Jestem gejem. Mhm... Pedałem z prawdziwego zdarzenia. Dlaczego ja w ogóle o tym mówię? I do tego fance? Louis! Odbiło mi kompletnie...- czyjaś dłoń mocno zacisnęła się na moim ramieniu i odciągnęła od nastolatki.
-Przepraszam za niego... Ostatnio ma gorsze dni. Myślę, że nie jesteś paparazzi z dyktafonem w kieszeni?- objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, tak, że bezsilnie wtuliłem się w jego szyję.
-Niee... no coś ty. I Harry? To widać.- zachichotała i odeszła machając nam na pożegnanie. Odwzajemniłem jej gest i po prostu się rozpłakałem.
-Bekso, przestań. W ciągu ostatnich godzin, widziałem cię płaczącego więcej razy niż przez całą naszą znajomość. Ja naprawdę chciałbym sprawić, byś był szczęśliwy, ale...
-Jeśli chcesz mnie uszczęśliwić daj spokój tej sprawie, okej? Ja wiem jak jest, naprawdę. Zawrzyjmy umowę. Nie będę  już płakać, a ty będziesz traktował mnie jakbyś nie wiedział... Wiesz o czym. Dobrze?- zapytałem pociągając nosem. Koniec użalania się nad sobą. Nie ma Larry'ego. Jest Louis Tomlinson i Harry Styles, przyjaciele po grób.
-Zgadzam się. To znaczy, że mam cię traktować jak hetero? Obgadywać biusty kobiet?- dziwnie skrzywił swoją twarz, a ja wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem.
-Prosząc, abyś traktował mnie ''jakbyś nie wiedział...'', nie miałem na myśli mojej gejowskiej wersji.- wymamrotałem przez śmiech.
-Ohh...- szepnął zaskoczony.
-Chodźmy do tego Tesco, naprawdę przydałoby się zrobić małe zakupy.- dodał po chwili i pokierował nas stronę supermarketu. Rześkie powietrze przyjemnie otulało nasze twarz, a pojedyncze promienie słońca trochę je ocieplały.
-Przez to, że tu jesteś zapomniałem, że pragnąłem zostać outsiderem. Jak idiotycznie brzmi to zdanie?- uderzyłem się dłonią w czoło i zaskomlałem, gdy niechcący dotknąłem bolącego miejsca.
-No właśnie... Trzeba tez kupić jakąś maść, bo w tym domu to nic nie ma. A co do twojej wcześniejszej wypowiedzi: widzisz, ma się to coś.- wyskoczył przede mnie i klepnął się w klatę nucąc coś pod nosem. Nadal nie mogę uwierzyć, że jego matka wytrzymała z nim prawie dwadzieścia lat. Szliśmy obok siebie rozmawiając o planach na ten tydzień. Podobno mieliśmy mieć teraz tak zwany ''luz''. Niall jęczy nam od dłuższego czasu, że chcę popłynąć gdzieś jachtem. Irlandczyk i jego marzenia. Ale przecież wszystko da się zrobić, tak? Po paru minutach znaleźliśmy się w naszym ulubionym sklepie ciągnąc za sobą ogromny koszyk.
-To co kupujemy?- spojrzałem na pułki, a zaraz na Lou'ego, który zrobił dokładnie to co ja.
-Liam.- powiedzieliśmy w tym samym momencie. Z uśmiechem na twarzy przyglądałem się, jak mój przyjaciel wygrzebuje swój telefon.
-Witaj mój kochany!...- rozbrzmiał cudowny głos.
-A czy ja zawsze muszę coś chcieć, Li?! Nie mogę tak po prostu zadzwonić do wspaniałego kumpla?
-No dobra już dobra... Co mamy kupić?- roztrzepany chłopak co chwile przytakiwał, aby po chwili przerwać połączenie, wcześniej się żegnając.
-Jajka, mleko, chleb, woda, piwo...- zdziwiony uniosłem brwi. Zakupione produkty przeważnie ledwo mieściły się w sklepowym wózku.
-Czekaj, czekaj. Zaraz będzie lista Niallera. Wolałem, żeby wysłał ją sms'em.- tak, teraz zacznie się zabawa. Nie minęła minuta, a już usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Mój towarzysz spojrzał na wyświetlacz i przymrużył oczy.
-Uff... Nie wiem jak my to dostarczymy do domu.- westchnąłem, ponieważ doskonale wiedziałem czego się spodziewać.
-A więc...
-Nie zaczyna się zdania od ''a więc''.- prychnąłem zabierając mu urządzenie. No to super... Ten głodomór chyba chce nas puścić z torbami. Po co komu pięć paczek chipsów?! A dwa słoiki Nutelli?!
-Ugh...- jęknąłem oddając roześmianemu LouLou telefon i pchnąłem nasz wózek w strone półek z ''duperelami''. Kręciliśmy się po Tesco z jakieś pół godziny, a ja dosłownie nie czułem nóg. Zrezygnowany po prostu usiadłem na środku drogi, czując na sobie wzrok zdziwionych klientów.
-Nigdy. Więcej. Nie. Zaproponuje. Wypadu. Do. Sklepu. Jasne?- zacisnąłem zęby i oparłem głowę o łydki mojego przyjaciela.
-Hazza... Wstawaj z tej ziemi! Ile ty masz lat?- chwycił mnie pod pachami i próbował podciągnąć do góry. Bez skutku.
-Nie czuje stópek.- mogłem zostać pod tym drzewem w parku i nigdzie się nie ruszać.
-Wskakuj do wózka, powiozę cię.- usłyszałem zrezygnowany głos szatyna. Nie trzeba było mówić do mnie dwa razy. W jednej sekundzie zerwałem się na równe nogi i wepchałem do ''koszyka'' miażdżąc przy tym chipsy Horana.
-Na przód mój rumaku! Czas podbić zachodni rejon Tes...!- mój krzyk przerwała ciepła dłoń na moich ustach.
-Stul dzióbek, jeśli nie chcesz, żeby nas stąd wyrzucili.- z racji tego, iż jego dłoń nadal mnie kneblowała wpadł mi do głowy głupiutki pomysł. Hmm... Co szkodzi...? To tylko wygłupy. Delikatnie rozszerzyłem wargi i wysunąłem z nich swój język. Momentalnie dotknąłem rozgrzanej skóry Tomlinsona, który czując to drgnął, ale nie zrobił nic więcej. Zachichotałem i już śmielej obdarowywałem wnętrze jego dłoni czymś na kształt pocałunku.
-Styles, mógłbyś przestać mnie ślinić? Siedź cicho.- byliśmy już praktycznie przy kasie więc chcąc czy nie chcąc, musiałem się troszkę ogarnąć.
-Mhmm...- mruknąłem przeciągle, gdy przerwał nasz bliski ''kontakt''. Miałem tylko nadzieję, że nie zraziłem go tym gestem. No przecież jesteśmy przyjaciółmi, to tylko zabawa. Lecz z drugiej strony, jak ja bym się czuł na jego miejscu w takiej sytuacji wiedząc, że ta druga osoba mnie kocha... Ale z ciebie idiota Harry!
-Sorki... To były wygłupy, nie masz mi tego za złe?- teraz będę musiał się pilnować na każdym kroku. Życie jest niesprawiedliwe!
-No coś ty. Wiesz? Nie myśl tyle, bo wychodzi ci to na złe.- poczochrał mnie po włosach i zaczął wyciągać produkty na taśmę. Kasjerka zmarszczyła brwi widząc w jakim miejscu się znajduje. W odpowiedzi wyszczerzyłem się jak głupek i pociągnąłem lekko rękaw Lou, aby pomógł mi z tą krwiożerczą bestią.
-Przepraszam za niego. Jest niezrównoważony psychicznie. Wie pani, ciężkie życie...- przybrał smutną minę, a mi dosłownie opadła szczęka. Ekstra. I proś tu go kiedykolwiek o pomoc w wyjściu z beznadziejnej sytuacji. Ale i tak go kocham.
_________________________
Rozdział taki se. Widzę, że coraz mniej komentarzy pod rozdziałami :(

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 5

* Uprzedzam, rozdział jest do dupy... Ugh :/
 
Wrzaski dochodzące z dołu skutecznie mnie obudziły. Pewnie chłopaki próbują zrobić śniadanie. Powoli otworzyłem oczy, aby spojrzeć która godzina. Hmm... dziewiąta, to dla mnie jeszcze noc. Ku mojemu rozczarowaniu w łóżku znajdowałem się sam. No, ale w końcu Lou to ranny ptaszek. Przeciągnąłem się, chcąc rozprostować kości. Nie bardzo widziało mi się wstawanie z tego wygodnego posłania. Gdy mój mózg już trochę się rozbudził, zorientowałem się, że uciekinier bierze prysznic w łazience. Doskonale słyszałem szum lejącej się wody, a z mojej toalety korzysta oprócz mnie tylko on.

*Gdybym teraz wszedł do tej kabiny...*- Boże! Styles, robi się z ciebie kompletny zbok.

Tak bardzo chciałbym jeszcze trochę sobie pospać. Nim się zorientowałem, przed oczami znów pojawiła się ciemność.

-Hazza... Pobudka...- miętowy oddech przyjemnie otulał moją twarz. Czy to sen?
-Mamo, jeszcze pięć minut.- mruknąłem ściskając mocno turkusową pościel. Wtedy poczułem jak ktoś zrywa ze mnie przykrycie. Tego było już za wiele... Ja chcę spać!
-Jestem śpiący, daj mi żyć kimkolwiek jesteś potworze!- sfrustrowany włożyłem głowę pod poduszkę i skuliłem nogi. Mój spokój nie trwał długo. Czyjeś ręce mocno chwyciły mnie za nogi i dosłownie zrzuciły z łóżka. Krzyknąłem czując ból rozchodzący się po kości ogonowej i potarłem oczy pięściami.
-Louis?!- wrzasnąłem, gdy ujrzałem nad sobą uśmiechniętą twarz dorosłego faceta, który czasami dorównywał zachowaniem pięciolatkowi.
-Nie spodziewałem się tego po tobie.- mruczałem pod nosem ciche przekleństwa i za pomocą wyciągniętej ręki, ze strony szatyna, wstałem z zimnego podłoża.
-Wiesz, że jest już prawie dwunasta? Jak można tak długo spać...- zmierzył mnie wzrokiem, zatrzymując się na mej twarzy. Jego oczy rozszerzyły się do rozmiarów pięciofuntówki, a usta otworzyły w zdumieniu.
-Zamknij buzie, bo ci żaba wskoczy.- zachichotałem, mimo swojego rozdrażnienia. Zawsze byłem nie w sosie, jeśli ktoś tak brutalnie mnie budził.
-Harry, przepraszam! Jezu jak ty wyglądasz! Nie wiedziałem, że mam tyle siły. Dlaczego nie mówiłeś, że tak mocno dostałeś?! Idioto masz na policzku ogromnego siniaka.- nawijał jak najęty z poczuciem winy kryjącym się w oczach. Lekko dotknąłem opuszkami palców poszkodowaną część ciała i syknąłem czując ból.
-Ładnie to tak nazywać biednego nastolatka idiotą? Gdybyś nie zauważył, ja tu cierpię.- zachichotałem widząc jak jego twarz, jeszcze bardziej smętnieje.
-BooBear... Tak serio, to mi się należało. Nie myśl o tym, jeszcze nie umieram.- próbowałem za wszelką cenę sprawić, aby na twarzy tego wariata, znów pojawił się zniewalający uśmiech.
-Choć, zjemy śniadanie i skombinujemy jakiś lód na twój policzek.- oznajmił delikatnie mierzwiąc moja nieuczesane włosy. Już chciałem udać się do szafy, aby założyć na siebie jakąś koszulkę, gdy poczułem jak Tommo chwyta mnie w kolanach. Przerzucił sobie moją postać przez ramię, jak worek ziemniaków i zadowolony ruszył do wyjścia z mojej ''oazy spokoju''.
-Co ty robisz?! Zgłupiałeś?!- na razie ani razu nie powróciliśmy do wczorajszej rozmowy z czego ogromnie się cieszyłem. Chciałem, żeby było jak dawniej, bez żadnych zmian.
-Siedź cicho i ciesz się, że mam ochotę nosić twoje ciężkie dupsko. Korzystaj, puki się nie rozmyślę.- moje ramiona żałośnie zwisały wzdłuż sylwetki mojego rumaka. Miałem doskonały widok na jego pupę. Nie jedna dziewczyna mogłaby mu jej pozazdrościć...
-Puść mnie!- uszczypnąłem go w biodro i lekko wbijałem palce w kręgosłup, niebezpiecznie zjeżdżając coraz niżej. Nie jestem takim pacanem, żeby, aż tak naruszyć jego przestrzeń. Ale to bardzo kuszące, aby zsunąć dłonie jeszcze niżej. Zatrzymałem się przed cudnymi pośladkami i westchnąłem zdając sobie sprawę, że Lou wcale to nie rusza. Wkroczyliśmy do kuchni, gdzie panował istny chaos.
-Oddaj mi te jajka Nialler, bo je w końcu...- błagalny ton Zayna przerwał dziwny trzask.
-Rozbijesz...- dokończył mulat, a ja zrozumiałem co było przyczyną niezidentyfikowanego dźwięku. Przez to, że nadal znajdowałem się na plecach Boo, widziałem wszystko do góry nogami. Mimo to, zakodowałem, że Li siedział przy stole czytając jakąś gazetę, a nasz Ziall próbował zrobić jajecznice.
-Opss... Co wy wyprawiacie oszołomy?- odezwał się najstarszy z nas, zwracając przy tym całą uwagę na mnie i jego samego. Wszyscy zawiesili na nas swój zszokowany wzrok, a Zayn upuścił patelnie.
-Widzisz, a skrzeczałeś, że to mi wszystko wylatuje z rąk.- usłyszałem cichy szept Irlandczyka. Zajęło mi dłuższą chwilkę, aby zrozumieć ich pytające spojrzenia. No tak... Przecież wczoraj ''Larry'' wisiał na włosku, a dzisiaj wkraczamy do kuchni jak gdyby nigdy nic z iskierkami w oczach. Chrząknąłem szarpiąc za koszulkę Louisa, na co on zrozumiał aluzję i ostrożnie postawił mnie na ziemi.
-Co ci się stało w policzek?- zapytał nasz Daddy podejrzliwie lustrując mojego towarzysza.
-Wpadłem na szafkę idąc w nocy do łazienki.- nie chciałem, żeby mój sprawca dalej ubolewał nad tym wypadkiem, więc trochę zataiłem prawdę.
-Ta szafka nazywa się Louis Tomlinson, mam rację?- roześmiał się muzułmanin, który natychmiast został zdzielony przez uroczego blondaska.
-Jestem kompletnym idiotom, poniosło mnie trochę wczoraj i... wiecie.- spojrzał na mnie ze łzami w oczach, a ja od razu jęknąłem i go przytuliłem.
-Przestań, nic mi nie jest. I powtarzam po raz setny, że zasłużyłem.- oznajmiłem pocierając jego plecy. Pociągnąłem nas w strone stolika i usadowiłem smutnego Loueha na drewnianym krzesełku obok Payne'a.
-Tak w ogóle, to czy my o czymś nie wiemy? Kiedy rozmawialiście? Przecież ten dzieciuch zwiał z domu.- no nie... nie chcę wracać do wczorajszych wydarzeń. Chyba jednak kontynuacja tamtej rozmowy mnie nie ominie.
-Przegadaliśmy całą noc. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest dobrze.- wyręczył mnie chłopak, który miał na sobie czarne rurki i miętową koszulkę. Przeskanowałem wzrokiem całą bandę.
-Dziwnie się czuje, wszyscy jesteście w ubraniach.- mruknąłem od niechcenia, aby jakoś zmienić temat.
-Chcesz to możemy się rozebrać.-rzucił Nialler, na co wszyscy łącznie ze mną wybuchli śmiechem. Skierowałem się do lodówki i szybko wyjąłem z niej mleko. Nasypałem płatków do zielonej miski i zalałem je smakowitym darem od krówki. Tradycyjnie, płatki każdego poranka. Niestety nikt z nas nie czuł się dobrze w roli kucharza... Nawet zrobienie jajecznicy sprawiało nam problemy i nie raz prawie puściliśmy kuchnie z dymem. Usiadłem do stołu, gdzie wszyscy już zdążyli zająć miejsca. Podsunąłem karton z białym napojem i chrupki na stół, a sam zacząłem zajadać się swoimi. Atmosfera była co najmniej... dziwna.
-Jak to jest uprawiać seks z facetem?- niespodziewanie zapytał Zayn, strzelając prostu z mostu. Słysząc to pytanie zacząłem dławić się pokarmem. Tomlinson roześmiał się dźwięcznie i zaczął mocno klepać mnie po plecach. Gdy już było ze mną w porządku, podniosłem wzrok na mulata. Wpatrywał się we mnie z wyszczerzonymi zębami, a ja w tej chwili miałem ochotę walnąć go w ten pusty łeb.
-Nie wiem. Jestem prawiczkiem.- powiedziałem, jakbym informował, że dzisiaj ma być ładna pogoda. Dokończyłem swoje śniadanie i włożyłem naczynie do zmywarki. Odwróciłem się na pięcie w strone przyjaciół, którzy śledzili każdy mój krok.
-Co?- zapytałem nieco podirytowany. Jeśli chcą opis gejowskiego seksu, niech sobie pooglądają pornosy.
-Na serio jeszcze tego nie robiłeś?- najpiękniejszy głos na świecie przerwał tą niezręczną cisze. No co jest ostatnio nie tak z tym milczeniem wśród nas?!
-Nie... Czy to źle? Mam dopiero siedemnaście lat. Ja nie wnikam, jeśli zabawialiście się mając czternastkę. To moja sprawa czy z kimś sypiam... Czy ja właśnie rozmawiam z wami o moim życiu seksualnym? Boże, co się dzieje?- parsknąłem śmiechem, kręcąc głową z politowaniem.
-Nie chcieliśmy cię wkurzyć.- usłyszałem, gdy pędziłem w stronę łazienki. Po drodze zabrałem ze sobą czystą bieliznę, brązowe rurki z opuszczonym stanem i czarną koszulkę. Rozebrałem się do naga i wsunąłem do prysznicowej kabiny. Potrafiłem siedzieć w niej godzinami, gdy moje ciało otulała gorąca woda... Jednak teraz nie miałem na to zbyt dużo czasu. Umyłem włosy jabłkowym szamponem i podkradłem Louisowi miętowy żel. Teraz już wiem, dlaczego zawsze pachnie tak cudownie. Chociaż najbardziej kocham zapach jego skóry, bez żadnych perfum i tych duperelstw. Szybciuteńko się uwinąłem i ubrałem w przygotowany zestaw. Nigdy zbytnio nie zwracałem uwagi na modę, ale gdy byliśmy w zespole, styliści mieli w oczach chęć mordu, kiedy ubieraliśmy coś dziwnego. Jeszcze tylko umyć zęby...
-Jesteś tam Harry?- usłyszałem krzyk Liama zza drzwi.
-Mhm.!- przytaknąłem niewyraźnie mając w ustach szczoteczkę do zębów.
-Ruszaj dupę, bo Louis dramatyzuje. Jęczy mi nad uchem, żebym sprawdził czy się czasem nie utopiłeś.- więc co robi ten mały skrzat, że sam nie mógł tutaj zaglądnąć? I jak można się utopić pod prysznicem? Wypłukałem usta i opuściłem toaletę. Potrząsnąłem mokrą głową jak pies, chlapiąc przy tym Li.
-A Jennifer nie mogła tu przytuptać?- czasami nazywam tak mojego kochanego, ponieważ... Na sesji zdjęciowej oznajmił, iż nazywa się właśnie tak.
-Nasza młoda dama molestuje wszystkie szafki. Szuka jakiejś maści na obrzęki... Tak poza tym Simon dzwonił, chce nas widzieć. Wymyślił jakiś koncert za tydzień. Wiesz, zaśpiewamy parę coverów i dwie nasze piosenki.- moja twarz wcale nie wyglądała tak źle. Okej, było widać siwiznę, ale to nic strasznego. One Direction... Więc chyba nadal chcą mnie w zespole?
-Nie będziecie czuć się głupio z homo pod jednym dachem? Wiem, że to może być dla was niezręczne.- Daddy uderzył się dłonią w czoło i pociągnął mnie za koszulkę do pozostałego towarzystwa. Nawet nie spostrzegłem, kiedy znalazłem się z powrotem w kuchni.
-Ten idiota martwi się, że będziemy czuć się głupio z powodu jego orientacji.- palnął otwarcie wskazując na mnie palcem.
-Błagam cie Harreh... Na prawdę to nam nie przeszkadza, tak Zayn? Lou'ego nawet nie mam zamiaru pytać. Tylko patrzeć, aż Larry stanie się prawdziwy. Oto ja! Wasz największy shipper!- głodomorek złączył swoje dłonie w serduszku i próbował uchwycić w nim mnie i zdesperowanego chłopaka, buszującego po pułkach. Gdy dotarły do niego słowa naszego szalonego Ni, zaprzestał swoich poszukiwań odwracając się w moją strone. Czując na sobie ten wzrok, spuściłem głowę oglądając bose stopy. Larry...stanie się prawdziwy... Chciałbym. Moje oczy momentalnie się zaszkliły, lecz nie mogłem pozwolić, aby wypłynęła z nich chociażby jedna łezka. Moje uczucie do BooBeara jest silne. Zawsze starałem się to w sobie zdusić, ale wiem, że ono tam jest i chyba go kocham... Dobrze, nie chyba. Jestem pewien miłości do chłopaka o hipnotyzujących, lazurowych tęczówkach.
-Czy czasem nie brakuje nam jajek w lodówce? Przejdę się do Tesco, hmm?- ze spuszczoną głową poczłapałem do wyjściowych drzwi i założyłem  wysłużone już conversy.
-Ty blond idioto... Po co wspominasz o ich bromance.- gdy już miałem wychodzić usłyszałem zdenerwowany głos naszego Daddy'ego.
-Sorki, to miał być żart. Czemu on tak zareagował? Przecież wczoraj mówił, że kocha go jak brata. Tak było, co nie?- czy oni naprawdę rozmawiają o tym przy Louehu? Super... Na prawdę, wprost zajebiście.
-Na serio uwierzyłeś mu, że nie czuje czegoś więcej? Przecież to widać jak na niego patrzy! Według mnie on jest zakochany po uszy.- chciałem wyjść, ale stałem sparaliżowany i słuchałem dalej.
-Ja tu jestem.- nareszcie się odezwał. Jego głos był chyba smutny. Musi czuć się okropnie, wiedząc, że podoba się gejowi.
-Lou, a ty? Curly też nie jest ci obojętny.- napomniał nieśmiało Malik.
-Jestem hetero...Nie kocham go i nigdy nie pokocham. - po tych słowach nie żałowałem sobie łez, które automatycznie opuściły moje oczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem słaby, ale muszę wziąć się w garść. Szybko opuściłem nasz dom, chyba trochę za mocno trzaskając drzwiami. Mimo, że świeciło słońce, panował dziś chłodny wiaterek. Dziękując Bogu za to, że wziąłem jakąś bluzę, naciągnąłem na siebie kaptur i schowałem ręce do kieszeni. Błąkałem się po cichych uliczkach myśląc nad tym wszystkim. Przecież wiedziałem, że on nie jest taki jak ja, więc dlaczego boli, gdy oznajmił to głośno? Przetarłem mokrą i zaczerwienioną twarz dłońmi i udałem się w stronę Londyńskiego parku. Był jednym z moich ulubionych miejsc w tym mieście. Opadłem na trawę, pod ogromnym dębem i przymknąłem powieki. Leżałem tak może kilkanaście minut, gdy poczułem wibracje w jeansach. Wyciągnąłem nieszczęsnego Iphona i zerknąłem na wyświetlacz. Dzwoni Louis. Odebrać? W końcu niczym nie zawinił. To moje idiotyczne serce nie chciało posłuchać rozumu... Nie zastanawiając się dłużej zaakceptowałem połączenie i przyłożyłem urządzenie do ucha.
-Przepraszam.- usłyszałem na powitanie.
-Za co mnie przepraszasz?- starałem się, aby nie zdradzić, że przed chwilą płakałem.
-Nie powinieneś tego usłyszeć. Myślałem, że już wtedy wyszedłeś. Przepraszam.- dlaczego on to wszystko utrudnia? Nie mógłby być jakimś chamem, który ma wszystkich gdzieś? Ale przecież i tak nadal bym go kochał...
-Nie powinienem usłyszeć prawdy? Dobrze, że powiedziałeś to głośno Loui, wiesz? Tak jest chyba lepiej. Nie będę sobie robił złudnej nadziei i wszystko będzie między nami jasne, tak? Znajdę sobie jakiegoś chłopaka.- potrzebuje jakiejś odskoczni. Może poszlajam się po klubach?
-Gdzie jesteś?- po co mu to wiedzieć? Nie chcę, żeby widział mnie w takim stanie.
-Nieważne, muszę kończyć. Papa- czym prędzej się rozłączyłem i rzuciłem telefon obok. Miałem ochotę siedzieć tu tak bez celu, aż do zmroku. Ale jest jeszcze Simon, który chce spotkać się z zespołem...
-Nie ładnie tak zbywać przyjaciela, nie sądzisz?- usłyszałem nad sobą swojego prześladowcę i jęknąłem zrozpaczony.
-Chcę pobyć sam. Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać?- potrzebowałem samotności. Cały czas ktoś się koło mnie kręcił. Do tego Boo przyciągnął uwagę naszych fanek... Jak zwykle nie myśli o kamuflażu. Tak ciężko schować się pod bluzą, lub założyć okulary?
-Chyba zapomniałeś, że znam cię jak własną kieszeń. I nigdzie się stąd nie ruszę.- oznajmił zawzięcie, aż myślałem, że zacznie tupać nogą...
-Skoro tak, to ja się ''ruszę''.- czym prędzej podniosłem tyłek z pachnącej zieleniny i szybkim krokiem udałem się w nieznanym kierunku.
_______________
Ten rozdział to kompletna masakra. Wena mnie opuszcza... Tak w ogóle to miało być takie opowiadanko ''na rozluźnienie''. Prawdę mówiąc ta historia, na początku miała być One Shotem, ale jakoś tak wyszło, że piszę ją dalej...
Skupiam się głównie na INNYM opowiadaniu o Larrym, które wydaje mi się o niebo lepsze od tego tutaj, ale wole najpierw je skończyć(te na którym najbardziej się skupiam), a potem udostępnić. Tak wiec nie wiem ile pociągnę jeszcze z tym czymś co jest na blogu :D Ale postaram się w miarę poprowadzić wszystko do końca.

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 4

Ku mojemu rozczarowaniu, nie mogłem w tych ciemnościach ujrzeć nic oprócz niewyraźnego zarysu sylwetki. Mokre oczy dodatkowo mi to uniemożliwiały.
-Harry?- usłyszałem ten głos... To był on. Louis. A może mam omamy? Cały zdrętwiałem, nie mogłem wydobyć z ust żadnej odpowiedzi. Usiadłem opierając plecy o zimną ścianę. Mój pusty wzrok spoczął na osobie, przez którą nie mogłem zasnąć.
-Płaczesz?- zapytał, dalej stojąc w jednym miejscu. Co on tu robi? Gdzie był? Jest na mnie zły? To koniec naszej przyjaźni? Miałem tyle pytań, na które nie znałem odpowiedzi. Chciałem je poznać, jednak bałem się tego, co mógłbym usłyszeć.
-Nie... Oczy mi się pocą.- mruknąłem cichuteńko, a głos wyraźnie zdradził w jakim stanie się znajduję. Nie podszedł bliżej, po prostu tam tkwił.
-Przestań płakać.- to jak się do mnie zwracał, było takie...wymuszone?
-Więc teraz tak to będzie wyglądać? Rozumiem, że wszystko stracone. Nie bój się. Nie, nie mam zamiaru zgwałcić was w nocy. Geje nie są potworami, które ruchają wszystko co się rusza, chociaż taka jest opinia innych. Chciałem wrócić do Holmes Chapel, ale te pacany mnie zatrzymały. Zmywam się stąd jutro. Z waszego życia i zespołu. One Direction będzie miało teraz czterech członków, chyba, że znajdziecie kogoś na moje miejsce.- wychrypiałem, próbując powiedzieć wszystko wyraźnie mimo płaczu, który cały czas mnie męczył. Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Mimo żalu, wiedziałem iż w tej sytuacji to raczej najlepsze rozwiązanie.
-O czym ty pieprzysz do kurwy nędzy?! Przestań, słyszysz?!- krzyknął, aż wystraszyłem się iż obudził pozostałych. Ostrożnie podszedł bliżej i klęknął obok łóżka. Wpatrywałem się w to dziwne przedstawienie. Nie rozumiałem kompletnie nic, ale to chyba jest już na porządku dziennym. Po prostu jestem tępy...
-Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! Zwierzałem ci się praktycznie ze wszystkiego. Wiesz o mnie więcej niż własna matka! Sądziłem, że mi ufasz!- próbował opanować swoje zdenerwowanie. Oddychał ciężko zaciskając pięści na białym prześcieradle. Był wściekły. Nigdy nie widziałem go takiego wkurzonego. Jak zahipnotyzowany śledziłem każdy jego ruch. To wszystko było takie dziwne.
-Odezwij się!- krzyknął i na oślep mocno uderzył pięścią moją twarz. Zszokowany jego wybuchem, chwyciłem za bolące miejsce zaciskając przy tym zęby. Poczułem w ustach słodką krew, która najwyraźniej wydostała się z rozciętej wargi. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, aż do teraz. Nie sądziłem, że byłby do tego zdolny. Myliłem się. Cały zesztywniał, gdy chyba zrozumiał co właśnie uczynił.
-Boże, przepraszam! Nie chciałem. Nic ci nie jest? To mnie przerasta, to takie trudne! To...- zaczął szlochać razem ze mną w kółko powtarzając ''przepraszam'' jak jakąś modlitwę. Mimo wszystko nie przytulił mnie, nie dotknął tak jak zrobiłby to zanim dowiedział się, że jestem homoseksualistą.
-Brzydzisz się mną.- stwierdziłem, nie zwracając uwagi na jego prośby o wybaczenie. Przyznam, że moja twarz bolała wskutek zetknięcia z męską pięścią, jednak teraz zdecydowanie przeważał ból psychiczny. Po zdaniu jakim wypowiedziałem, zapadła cisza, która ostatnio cały czas mnie prześladuje. Gdybym mógł cofnąć czas, na pewno powiedziałbym o swojej tajemnicy już w X-Factorze, gdy połączyli nas w grupę.
-Jeśli w jakimś stopniu czuję do ciebie odrazę, to nie dlatego, że jesteś innej orientacji. Ale dlatego, że dowiaduje się o tym po roku znajomości. Słyszysz? Cholernym roku!- warknął i schował twarz w swoich dłoniach. Dalej klęczał obok mnie i próbował nieco ochłonąć. Czas mijał, a on nadal tu był i starał się unormować swój oddech. Czułem, że jest mu ciężko. Chciałem to jakoś ułatwić, ale nie wiedziałem jak. Nienawidziłem sytuacji, w których się nie odnajdywałem.
-Posuń się.- rozkazał nagle, jakby nigdy nic. Zdziwiony zrobiłem to, próbując rozszyfrować co zamierzał. Wczołgał się na łóżko, zabierając mi trochę kołdry i głośno westchnął. Leżałem na samym skraju, aby nie dotknąć Louisa.
-Co teraz?- zapytał, a ja nie wiedziałem co mam powiedzieć. Jak to wszystko się potoczy?
-Nie wiem. Ty mi powiedz.- chciałem, żeby wyjaśnił jakie relacje zaistnieją pomiędzy nami. Byłem zdolny zrobić wszystko, żeby nie stracić tej więzi pomiędzy nami. A może ona już przepadła?
-Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie? Tylko bez wykrętów.- miałem złe przeczucia, ciekawe dlaczego?
-Jasne.- w końcu zasługiwał na wyjaśnienia. I miał do nich prawo.
-Czy ty... Czujesz coś do mnie?- zająknął się i znów wziął głęboki oddech. Zrozumiawszy jego pytanie wcisnąłem głowę pod poduszkę.
-Co to za głupie pytanie?- dlaczego już drugi raz to słyszę, tylko, że tym razem od TEJ osoby? I co to wszystko miało na celu?
-Po prostu odpowiedz. Nasze zachowanie zawsze było co najmniej dziwne. Chcę wiedzieć czy dla ciebie to znaczyło coś więcej... Obiecałeś. Bądź ze mną szczery, proszę cię.- Może powinienem wyłożyć wszystkie karty na stół? W końcu jak szaleć, to na całego. Poza tym, nie chciałem już nic zatajać przed Tomlinsonem.
-Nie wiem Lou, naprawdę nie wiem czy to coś więcej niż braterska miłość. Przepraszam cię, tak strasznie mi przykro. Nie chcę, stracić przyjaciela. Zrobię wszystko co zechcesz, tylko mnie nie zostawiaj. Błagam.- łzy cały czas dręczyły moją postać, a w dotknięciu z drobną raną sprawiały, iż jeszcze bardziej piekły mnie usta. Wybrałem chyba najbezpieczniejszą odpowiedź ze wszystkich możliwych. Poza tym naprawdę nie wiedziałem czy kocham osobę, która leżała obok mnie.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Nie opuszczę cię. Pamiętasz naszą obietnice? ''Przyjaciele, aż po grób.''- powiedział i niespodziewanie wplótł palce w moje miękkie loki. Jęknąłem nie panując nad tym odruchem, a dopiero po chwili zażenowany swoją reakcją na jego dotyk, zakopałem się w pościeli.
-Ejj... Nie chowaj się. Jest w porządku.- powiedział i znacznie się do mnie przybliżył. Poczułem ciepło jego ciała i cudowny zapach męskich perfum.
-Chcesz spaść z tego łóżka?- zapytał ciągnąc mnie do siebie za nadgarstek. Przykrył nas szczelnie kołdrą i wsunął rękę pod przykrycie. Gdy jego chłodna dłoń spotkała się z moim rozpalonym podbrzuszem krzyknąłem zaskoczony dotykiem.
-Masz zimne ręce!- fuknąłem zły wskutek czego mój przyjaciel cicho się roześmiał i objął mnie ciaśniej. Atmosfera była zdecydowanie lżejsza. Do zmartwień powrócę jutro. Czy to naprawdę było takie proste? Oni tak po prostu mnie... zaakceptowali?
-Tak Styles, to jest ten moment w którym się do mnie przytulasz.- wychrypiał oburzony moim zachowaniem. Założyłem prawą rękę na jego pierś i przymknąłem powieki. Jeśli to wszystko jest snem... nie chcę się budzić.
-Dobranoc mały.- w odpowiedzi tylko bardziej wtuliłem się w tors przyjaciela. Mając u boku JEGO, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie...
_________________________________________________
Przepraszam, że to zepsułam. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału... Próbowałam jakoś go uratować, ale niezbyt mi to wyszło... Postaram się, aby następne były lepsze i dłuższe.
I dziękuję bardzo za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Nie macie pojęcia jak mnie to mobilizuję ♥ A z każdym kolejnym komentarzem, mam na twarzy taki zaciesz, że huh... xD

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 3


Wpadłem do pokoju niczym huragan, łzy zamazywały mi cały obraz. Wygramoliłem z szafy małą, poręczną torbę i wrzuciłem do niej wszystko co wpadło do mych rąk. Schowałem do kieszeni parę drobniaków i bezsilnie opadłem na łóżko wplatając palce w swoje ciemne włosy.
-Dlaczego się nad sobą użalasz Styles?! Przecież to było oczywiste, że cię nie zaakceptują.- warknąłem zły na samego siebie. Przetarłem twarz fioletową bluzą z napisem ''Jack Wills'' i zarzuciłem torbe na ramię. Miałem zamiar wyjechać teraz do swojego rodzinnego miasta i jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. Założyłem jeszcze białe trampki, które znajdowały się pod moim łóżkiem. Podziękowałem w duchu swojemu lenistwu, gdyby nie to, musiałbym zakładać inne obuwie, które są na dole... Tam gdzie osoby, które dowiedziały się prawdy o swoim małym ''Hazzie''. Zdeterminowany wstałem i szybkim krokiem ruszyłem na przód. Spokój, jaki opanował dom przerwało dosyć głośne stukanie, spowodowane moim biegiem ze schodów. Gdy byłem w połowie drogi do frontowych drzwi, dostrzegłem postać Malika, opierającą się o kuchenny blat. Nagle po lewej stronie mignęła mi jakaś osoba. Czym prędzej wziąłem nogi w zapas, aby nie zdradzić swojej obecności.
-Harry!- usłyszałem krzyk Horana, a przede mną jak spod ziemi wyrósł mulat.
-Gdzie się wybierasz, co?- usłyszałem jego pozbawiony emocji głos. A jeśli on jest homofobem? Chce mnie zabić? Jezu... Dlaczego mam takie dziwne myśli?! Spróbowałem go ominąć. Jednak, gdy myślałem, że już mi się udało poczułem na swoich ramionach silny uścisk.
-Po co ci ta torba?- zapytał cicho, a wokół nas zjawili się wszyscy. Wszyscy, oprócz Tomlinsona. Myślałem, że nie mogę się bardziej rozpłakać. W jak wielkim byłem błędzie!
-Proszę, zostaw mnie!- bezwładnie usunąłem się na ziemie, lecz właściciel czekoladowych tęczówek momentalnie objął moją zrozpaczoną istotę.
-Shh... Nie płacz malutki.- szeptał do mojego ucha. Po chwili poczułem jak inne dwie pary ramion również mnie do siebie tulą. Siedzieliśmy tak na podłodze kilkanaście minut. Nie rozumiałem co się wokół mnie dzieje, byłem otumaniony, zmęczony i smutny.
-Chce do domu.- jęknąłem, próbując wydostać się z ''uwięzi''.
-Jesteś w domu Harreh, nigdzie cię nie puścimy. Posłuchaj mnie. Wszyscy są padnięci. Pójdziesz teraz grzecznie do swojego pokoju, przebierzesz się i położysz do łóżka. Prześpisz się, a rano wszystko sobie wyjaśnimy, okej?- Liam próbował mnie udobruchać. Więc oni mnie nie nienawidzą? Ale widziałem przedtem tą odrazę. Kompletnie nie wiedziałem co o tym wszystkim sądzić.
-Ale... Ja nie wiem co o tym wszystkim... Nie zasnę!- warknąłem zły, żałując po chwili, że tak gwałtownie zareagowałem.
-Wszystko jest między nami w porządku. Harry, to jest dla nas ogromny szok. Do głowy w życiu by nam nie przyszło, że możesz być...- ucichł na końcu zdania, pewnie bojąc się wymówić tego słowa.
-Gejem?- dokończyłem za niego, śmiejąc się jak człowiek niezdrowy na umyśle.
-Posłuchaj, to nam nie przeszkadza. Będzie dobrze dopóki nie zakochasz się w jednym z nas, hmm? Chyba, że masz kogoś przy swoim boku, no pochwal się.- Niall widocznie chciał jakoś rozluźnić atmosferę, ale ostatecznie wyszło mu to bardzo beznadziejnie. Gdy po dłuższej chwili nic nie odpowiedziałem, odezwał się zmartwiony Malik.
-Curly, czujesz coś do Louisa?- zapytał, a ja zamarłem w bezruchu. Czuje coś do tego wesołego głupka? Nie... Chyba nie. To przyjaźń, tak to na pewno przyjaźń.
-Nie! No coś ty! Jest dla mnie jak brat. Bez urazy, ale żaden z was nie jest w moim typie. Boże, my naprawdę rozmawiamy o tym, o czym myślę, że rozmawiamy?- otarłem łzy, a na mojej twarzy zagościł mało widoczny uśmieszek.
-Tak w ogóle, gdzie jest BooBear?- zapytałem, chcąc dowiedzieć się, jak na to wszystko zareagował.
-Myślę, że on przyjął to z nas wszystkich najgorzej... Powinieneś z nim porozmawiać, ale to jutro. Marsz na górę dzieciaku. Tak na prawdę do nikogo z nas nie dotarła jeszcze informacja, którą się z nami podzieliłeś.- to wszystko działo się tak szybko, co teraz będzie? Oni naprawdę nie mają nic przeciwko?
-Pójdę do siebie, ale powiedzcie mi, gdzie on jest.- byłem nieugięty.
-Gdy uciekłeś z salonu, wybiegł z domu. Na prawdę był w ogromnym szoku. Pewnie wydawało mu się, że wie o tobie wszystko, a tu nagle wyskakujesz z takim czymś. Mam nadzieję, że nie zrobi żadnego głupstwa. Kto jak kto, ale on jest zdolny do wszystkiego.- Lou mnie nie akceptuje, byłem tego pewien...
-Gdy jutro wszyscy ochłoniemy, chcę wyjaśnić z wami parę spraw. Uważam, że to nie najlepszy pomysł, abym dalej z wami mieszkał. Pewnie będziecie czuć się przy mnie niekomfortowo, a ja tego nie chcę. Nie wiem co z zespołem, muszę wszystko sobie poukładać.- wypowiedziałem to odważnie i delikatnie wyswobodziłem się z objęć moich przyjaciół. Chyba dalej mogłem ich tak nazywać?
-Chyba nie musimy obstawiać warty przed twoim pokojem? Nie uciekniesz nam?- chciał upewnić się Zayn.
-Spokojnie, nie mam zamiaru. Śpijcie dobrze, dobranoc.- uciekłem zabierając ze sobą torbę, która na razie do niczego mi się nie przyda. Teraz mój umysł był zajęty przetwarzaniem wszystkich informacji. Nie są zniesmaczeni tym, ze jestem kim jestem? Ale co z Tommo? Już nic nie będzie tak jak dawniej i bałem się tej nowości. Ściągnąłem z siebie jeansy i koszulkę. Zostawiając na sobie tylko bokserki zakopałem się w turkusowej pościeli i próbowałem zasnąć. Jednak nie mogłem, mój mózg był za bardzo pobudzony. Odważyłem się, powiedziałem im i nie żałuje tego, choć zapewne straciłem przez to najlepszego przyjaciela. Niespodziewanie zalała mnie fala wspomnień...

-No więc, drogie Directionerki! Oto naasz... Twitcam! Wita was One Direction.- siedzieliśmy na naszej kanapie, ledwo się na niej mieszcząc. Zayn trzymał na kolanach laptopa, Liam siedział ściśnięty po jego lewej stronie razem z Niallem, a ja i Lou znajdowaliśmy się po jego prawej stronie. Boo rozłożył się w kącie ''posłania'' trzymając mnie praktycznie na swoich kolanach. Obejmował mój brzuch i opierał swoją głowę o me ramię. Wszyscy przedstawili się z uśmiechem, chociaż każdy uczestniczący w naszym TM na pewno znał nasze imiona.
-Jest ciepłe popołudnie, a my kisimy się w domu, bo Zayn nie chcę wyjść na zewnątrz. Mówi że ma ''bad hair day''.- powiedziałem do kamerki tłumiąc śmiech i poczochrałem jeszcze bardziej włosy mulata. On spoglądnął na mnie rozwścieczonym wzrokiem i już miał się na mnie rzucić gdy...
-Zostaw moje Hazziątko!- wrzasnął LouLou i chwycił poduszkę, która zaraz wylądowała na moim niedoszłym mordercy. Wtedy nasz Twitcam oszalał. Zapełnił się pytaniami typu ''O Boże, Larry is real?!'', albo ''Przyznajcie się wreszcie, że jesteście razem. To widać. Czy to Modest każe wam się ukrywać?''. Wtedy zauważyłem, że Li wskazują palcem na jedną z wiadomości od użytkownika ''iLoveLarryStylinson''. Brzmiała ona następująco. '' Liam, klaśnij dłońmi trzy razy, jeśli Larry jest prawdziwy.''
-Ohoo! Nasz Payne coś kombinuje!- krzyknął Irlandczyk, który obżerał się żelkami. Spojrzałem wystraszony na osobę, o której była mowa. Ku przerażeniu wszystkim nasz Daddy... Zaczął klaskać! Czat wręcz oszalał... Ponad trzydzieści tysięcy osób zaczęło spamować. Zerknąłem na Tomma, który zdezorientowany, również na mnie spoglądał.
Pierwsze uderzenie dłońmi... Drugie... i TRZECIE. Wszystko oszalało, co ten idiota wyprawia? Ale ku mojej uldze... Klasnął jeszcze dwa razy. Jednak fani, pisali, że mimo iż złączył swe dłonie pięć razy, znaczy to tylko jedno. Mianowicie gejowski romans w zespole.
-O Boże, już nie żyjesz. Przecież nasz Stylinson cię zamorduje!- roześmiał się Bad Boy zwracając swoją wypowiedź do sprawcy dziwnego incydentu.

Wspominając nasze beztroskie chwile, zacząłem cicho szlochać, chowając twarz w poduszce. Leżałem tak bez celu jakieś cztery godziny. Był środek nocy, a ja nie mogłem zmrużyć oczu. Płakałem i płakałem... Skąd mam w sobie taki zasób łez? Jeszcze bardziej owinąłem wokół siebie kołdrę, a spazmatyczne drgawki objęły moje prawie nagie ciało. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Lekko podniosłem głowę, aby spojrzeć kto tak jak ja, nie może odpłynąć w krainę Morfeusza.
________________
Wiem, że tak skończyłam ten rozdział ni z  gruszki ni z pietruszki... Ale jak już wspominałam, mam to w Wordzie i wcześniej nie dzieliłam tego na rozdziały. Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Nie spodziewałam się, że w ogóle ktoś to czyta :) Oczywiście proszę o klikanie w reakcje i komentowanie. To na prawdę sprawia mi ogromną radość :) Mam nadzieję, że nie schrzaniłam strasznie tego rozdziału :D
-Jeśli ktoś chce być informowany o rozdziałach na Twitterze, podawajcie swoje nazwy w komentarzach. Moja nazwa to: @_1D_Polska_