*Przepraszam, że tak długo czekaliście na rozdział. Teraz postaram się, aby pojawiały się co poniedziałek.
Siedziałem
nad brzegiem naszego basenu, obserwując wodę, która otulała moje
nagie stopy. To była prawie bezchmurna noc, można było dostrzec
na niebie nawet te drobniejsze gwiazdy. Jednak zapowiadało się na
deszcz, to po prostu można było wyczuć w powietrzu. Kochałem te
spadające kropelki wody, one jakby... zmywały ze mnie wszelkie złe
emocje.
Louis
zaszył się w swoim pokoju, nie wychodzi z niego praktycznie od
kilku dni. Wszyscy bardzo się o niego martwimy. Nie potrafię
przyglądać się smutkowi, który zamieszkał w lazurowych
tęczówkach. Nie mogę zrozumieć co się stało. To on zawsze był
szaloną i pozytywnie zakręconą częścią naszego zespołu, a
teraz czuję, jakby go nie było. Mój Lou zniknął, zostawiając po
sobie tylko dziwną powłokę. Z dnia na dzień, wszystko się
zmieniło, a ja nie mogę się z tym pogodzić, zresztą nie tylko
ja. W naszym domu panuje bardzo dziwna i napięta atmosfera. Wiem, że
Niall, Zayn i Liam nie są ze mną szczerzy. Jestem pewien, że
ukrywają przede mną coś związanego z Louis'm.
-Wejdź
do środka Hazz. Jest już pierwsza. Powinieneś trochę odpocząć,
wyglądasz jak wrak.- poczułem dłoń zaciskającą się na moim
lewym ramieniu. Odwróciłem wzrok i wymusiłem uśmiech skierowany
do Irlandczyka. Rzeczywiście, słońce już dawno znikło za
horyzontem.
-Dzięki
za komplement.- szepnąłem, nie chcąc zakłócać nocnej ciszy.
Dostrzegłem w słabym świetle księżyca, błyszczące oczy
blondyna, w których mogłem odnaleźć współczucie.
-Harry,
mówię serio. Nie pomożesz Tommo, wykańczając samego siebie.-
usiadł obok mnie, podwijając wcześniej swoje dresowe spodnie,
które były przeznaczone do spania. Westchnął głęboko, wpatrując
się w rozgwieżdżone niebo, a ja przeczesałem palcami swoje
skołtunione loki, próbując odgarnąć je ze swojego czoła.
-Piękna
pogoda.- odezwał się po chwili. Kiwnąłem głową, na znak zgody i
ułożyłem się na zimnych kafelkach, które otaczały wodny
zbiornik. Poczułem nieprzyjemny dreszcz, wskutek zetknięcia się z
chłodnym podłożem. Horan poszedł w moje ślady i po chwili po
prostu leżeliśmy obok siebie, wśród panującego mroku.
-Myślę,
że Louis cie kocha.- powiedział nagle, głośno i wyraźnie. Moje
podniebienie momentalnie ogarnęła nieprzyjemna suchość.
Zacisnąłem mocno swoje powieki i przetarłem dłońmi zmęczoną
twarz.
-Przestań.
Nie potrzebuje pocieszenia. Musimy coś zrobić, nie wiem...
Zadzwonię do jego mamy! Ona na pewno coś wie. Dlaczego nie wpadłem
na to wcześniej? Po prostu muszę wykręcić cholerny numer i
zadzwonić do Jay. Zadzwonić do...- przerwały mi silne ramiona,
które przyciągnęły mnie bliżej swojego właściciela. Bez słowa
wtuliłem się w tors przyjaciela, a z moich oczu po chwili wypłynęły
pierwsze łzy. Pozwoliłem wydostać się na wierzch dotąd
przyduszonym emocją. Blondyn przycisnął mnie do swojej klatki
jeszcze mocniej i pocałował w czoło. Chcę tylko odzyskać swojego
Tomma. Czy proszę o zbyt wiele? Wiecie jakie uczucie towarzyszy
przyglądaniu się dziwnej depresji osoby, która zawsze rozświetlała
twoje życie? Tym razem, to ja chcę być jego światłem. Bardzo
pragnę udzielić mu pomocy, jednak najgorsze jest to, że on
najwyraźniej nie chce jej ode mnie przyjąć. Jestem taki żałosny.
-Boje
się o niego, Ni. Tak strasznie się o niego boję...- wyłkałem w
szarą koszulkę Niallera.
-Shhh...
Wiem to mały, wiem. Nie płacz, będzie dobrze. Musisz być silny,
słyszysz? Pamiętaj, że cokolwiek się stanie, zawsze możesz na
mnie liczyć, okej? Zresztą nie martw się. Już niebawem zostaniesz
obudzony przez swojego roześmianego BooBeara, który będzie skakał
po twoim łóżku, krzycząc, żebyś wstał i zrobił mu jego
ulubione naleśniki z syropem klonowym.- uśmiechnąłem się przez
łzy, wyobrażając sobie wspomnianą sytuację. LouLou jest ogromnym
fanem moich kulinarnych popisów. Prawdę mówiąc potrafię usmażyć
tylko te słodkie placki, które wcale nie wychodzą mi wspaniale,
jednak od razu zdobyły jego serduszko.
-Wiesz
co mu jest, prawda?- wypowiedziałem z lekkim wyrzutem. Czułem, jak
jego ciało spina się wokół mnie. Ciepły oddech owiał moją
szyję, lecz po chwili znów otoczyło ją zimno nocnego powietrza.
-Curly,
wiem tyle, co ty.-kłamał. Jestem tego pewien. Ironiczny śmiech,
niekontrolowanie wydobył się z moich ust, które po chwili
zacisnąłem w wąską linie. Wyswobodziłem się z przyjemnego
uścisku i czym prędzej stanąłem na równe nogi. Zaczerpnąłem
więcej tlenu do płuc i bez słowa ruszyłem w stronę wejściowych
drzwi naszego domu. Czułem na plecach wzrok Irlandczyka, który
wypalał w nich wielką dziurę. Nie wiem jak poradzimy sobie z
jutrzejszym wywiadem. Menadżerowie raczej nie mają pojęcia o
obecnej sytuacji...
-Szlag!-zakląłem,
gdy moje stopy zaczepiły się o jakiś przedmiot, którego nie
mogłem dostrzec w tej ciemności. Zdenerwowany i wykończony,
doczłapałem się do środka zapalając po kolei wszystkie światła,
które były w moim zasięgu. Gdy przekroczyłem próg kuchni
zastygłem w bezruchu, wstrzymując oddech. Był tam. On tam był.
Siedział na drewnianym krześle, ze niedopitą szklanką mleka.
Wyglądał dużo gorzej niż ja. Podkrążone oczy. Blada cera.
Wydawał się taki drobniutki... Bezbronny... Miał na sobie czarne
bokserki i wymiętą, koszulkę, która bezwładnie na nim zwisała.
Opierał swoją głowę na splecionych dłoniach i wpatrywał się w
coś za mną. Chcąc zobaczyć co przykuło jego uwagę odwróciłem
się, jednak nie było tam nic ciekawego. Odchrząknąłem, chcąc,
aby szatyn zwrócił na mnie uwagę, jednak na marne.
-Louis.-
szepnąłem cicho, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę.
Kruche ciało lekko drgnęło, lecz nic poza tym się nie stało.
Jęknąłem sfrustrowany, uderzając zaciśniętą pięścią w
ścianę. Nie poczułem bólu.
-Dobrze,
okej. Dobranoc.- wymamrotałem i nie czekając na jego reakcję,
która pewnie i tak by się nie pojawiła, w mgnienia oka znalazłem
się w swoim pokoju, mocno trzaskając za sobą drzwiami. Miałem
tylko nadzieję, że nie obudziłem śpiącego towarzystwa.
Dlaczego
wszystko się wali? Może byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie poszedł
na casting do X-Factora? Oszczędziłbym sobie tego... widoku. Nie,
nie, nie. Nie mogę być takim egoistą, ale po prostu, to chyba mnie
już przerasta. Nie chodzi tylko o sprawę z Louis'm. Sława. Brzmi
świetnie, prawda? Mam nadzieję, że czujecie ten sarkazm. Nie mogę
nawet wyjść na ulicę bez ochroniarzy! Czy to nie jest chore? Zero
prywatności. Zero.
Nie
kłopocząc się z przebieraniem, po prostu zrzuciłem z siebie
czarne jeansy. Cisnąłem nimi gdzieś w kąt pomieszczenia i z
hukiem opadłem na podwójne łóżko, stojące obok dużego okna.
Ukryłem twarz w poduszce i krzyknąłem w nią ile sił, ponownie
pozwalając emocją na zawładnięcie moim ciałem. Waliłem
pięściami w śnieżnobiałą pościel, która nie była niczemu
winna... Zamknąłem oczy, a wspomnienia przejęły kontrole nad moim
mózgiem, jak zawsze w takich gównianych chwilach.
-Harry!
Pada śnieg!- LouLou wrzasnął na cały dom, ciągnąc mnie za sobą
do wyjścia. Po drodze zaplątał mnie w ciepły, wełniany szalik i
założył zieloną czapkę na moje uszy. Podał mi zimową kurtkę i
niczym błyskawica wystrzelił z przytulnego apartamentu na zewnątrz.
Wzdrygnąłem się, gdy zimne płatki śnieżnobiałego puchu
spoczęły na moich policzkach, ciągle na nowo wlatując przez okno,
które swoją drogą było otwarte.
-Przeważnie
tak się dzieje zimą BooBear.- zachichotałem przekręcając zamek
kluczem, któremu towarzyszył dziwny zgrzyt. Zacząłem szukać
wzrokiem rozanielonego przyjaciela, jednak nigdzie nie mogłem go
znaleźć. Był taki uroczy.
-Tommo,
gdzie ty się znowu podzi...aaaaaaaaa!- wrzasnąłem, gdy poczułem
zimno za swoim kołnierzem. Pisnąłem niczym mały szczeniak. Ciężka
istotka uwiesiła się na mojej szyi, śmiejąc się wniebogłosy, ze
swojego jakże ''genialnego'' wybryku.
-Po
co owijałeś mnie w wełniany kokon, skoro miałeś zamiar umieścić
za nim to zimne cholerstwo?- nie przepadałem za tą porą roku. O
wiele bardziej reflektowałem gorące słońce i zielony krajobraz.
-Przepraszam.-
jego głos natychmiast zmarkotniał, za co wymierzyłem sobie
mentalnego policzka. Zszedł z moich pleców, stając naprzeciwko
mnie.
-Nie,
to ja przepraszam, straszny ze mnie idiota...- mruknąłem obejmując
jedną ręką jego ramiona. Naciągnął moją czapkę, aż na czoło
i uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym swoje białe zęby.
-Nie
zgodzę się z tym.- owinął swoją górną kończynę na moich
biodrach, ciągnąc mnie w stronę centrum miasta. Obserwowałem jak
wystawia język, próbując złapać nim drobinkę zamarzniętej
wody, spadającej z nieba. Jego czoło delikatnie się zmarszczyło,
gdy niestety nie mógł nic upolować.
-Czy
to, aby na pewno ty, jesteś tutaj starszy?- przerwałem jego zabawę
prostym pytaniem. Ahh, gdyby ten wzrok mógł zabijać.
-Oh,
zamknij się...- mruknął i powrócił do przerwanej czynności.
Pokręciłem z niedowierzaniem głową, chowając wolną dłoń w
kieszeni. Uśmiechaliśmy się do przechodniów, którzy spoglądali
na nas z zaciekawieniem.
-Może
masz ochotę na gorącą czekoladę z bitą śmietaną?-
zaproponowałem widząc przed nami malutką kawiarenkę.
-Pewnie,
że mam ochotę! Kocham cię, wiesz?- nim zdążyłem wydusić z
siebie jakąś odpowiedź, Lou już biegł w kierunku wypatrzonego
miejsca, zostawiając mnie daleko w tyle.
Nagle
usłyszałem ciche pukanie. Deja vu? Dlaczego ten ktoś po prostu nie
wszedł do środka bez uprzedzenia, jak to mieliśmy zawsze w
zwyczaju? Nieco zdezorientowany podniosłem się z wygodnego
posłania, kierując się w strone dźwięku. Nie myśląc już za
wiele, nacisnąłem metalową klamkę. Jasne światło przedostawało
się do ciemnego pokoju, przez coraz większą szparę.
-Louis?
Co ty tu robisz?- wpatrywał się we mnie, stojąc w progu. Był
ostatnią osobą, której się teraz spodziewałem. (KLIKNIJ I CZYTAJ DALEJ)
-Lou?-
zamiast odpowiedzi, gwałtownie zmniejszył dystans między nami i
mocno zacisnął swoje drobne palce na moich biodrach. Jego rozgrzane
wargi z ogromnym impetem zderzyły się z moimi. Zszokowany nie
poruszyłem się ani o milimetr. Niezrażony tym Tomlinson zassał
moją dolną wargę, pchając mnie w głąb pomieszczenia. Nie
mogłem opisać co działo się w moim wnętrzu. Dziwne ciepło
rozlało się w mojej klatce piersiowej, kolana coraz bardziej się
pode mną uginały... Chciałem się od niego oderwać, mieć jasność
sytuacji, która się działa, jednak mi na to nie pozwolił.
Przegrany zarzuciłem ramiona na jego szyje i z ogromną
zachłannością rzuciłem się na jego malinowe usta. Przycisnąłem
jego talię do siebie, chcąc mieć go jeszcze bliżej. LouLou
również wziął mnie do mocnego uścisku, nadal pieszcząc moje
usta. Delikatnie przejechał po nich językiem, co poskutkowało u
mnie intensywnym dreszczem podniecenia. Smakował tak intensywnie i
wspaniale, tak... karmelkowo?
-Mhmm...-
wydałem z siebie dźwięk aprobaty, gdy zaczął wsuwać do środka
moich ust swój ciepły i miękki język. Po prostu się
roztapiałem... Sunął nim po moim podniebieniu, badając nawet
jego najmniejszy skrawek. Wylądowałem na pościelonym łóżku,
przyciśnięty przez umięśnione ciało.
-Czy
to się dzieje naprawdę?- szepnąłem, gdy wreszcie udało mi się
odrobinę odsunąć. Bałem się, że nagle obudzę się zawiedziony
rzeczywistością, która odbiegała daleko od tego, co działo się
pomiędzy nami.
-Shhh...-
wydał z siebie tylko tyle, głaskając moje rozczochrane loki...
__________________
Wydaje mi się, że trochę schrzaniłam, ale pech... :D Nowy rozdział już niebawem :)
+ Czy tylko ja mam zawsze wenę w godzinach 20.00-01.00 w nocy? xD I jak tam szkoła?
Całuję mocno i dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, uwielbiam Was :*
SZABLON ZAWDZIĘCZAM CUDOWNEJ @cacandisx